Z pakietu zaprezentowanej przez niego reformy wynika natomiast, że będzie gorzej. Także dlatego, że – wbrew zapewnieniom Prawa i Sprawiedliwości – więcej pieniędzy na zdrowie jakoś się nie znajduje. Przybędzie jednak 2,5 mln pacjentów, którzy żadnych składek na leczenie na płacą.
Założenie jest szlachetne – prawo do opieki zdrowotnej musi się należeć każdemu. Bez względu na to, czy opłaca składki. Obecnie należą się tylko procedury ratujące życie. Natomiast np. osoby pracujące w Wielkiej Brytanii w kraju prawa do bezpłatnego leczenia nie mają. A na Wyspach, nawet ubezpieczeni, muszą do publicznej opieki dopłacać. Warto będzie leczyć się w kraju. Nie warto będzie na zdrowie płacić, po co, skoro i tak leczenie się należy za darmo? Za szlachetnym gestem ministra nie pójdą jednak dodatkowe pieniądze.
Minister finansów do propozycji kolegi ze zdrowia nawet się nie ustosunkował, pani premier także. Za słowami Konstantego Radziwiłła, że do 2025 r. wydatki za zdrowie wzrosną z obecnych 4,5 do 6 proc. PKB, nie poszły nawet deklaracje. To tylko słowa ministra zdrowia, którego pozycja polityczna w rządzie jest słaba. Dodatkowe 2,5 mln osób niepłacących składek (za krajowych bezrobotnych płaci budżet) trzeba będzie leczyć za pieniądze ubezpieczonych. Kolejki do lekarzy i szpitali muszą się więc wydłużyć.
Pacjenci otrzymali też sygnał, że ich pieniądze służyć mają przede wszystkim utrzymaniu miejsc pracy w placówkach publicznych. To one głównie będą dostawały nasze pieniądze. Nowa klinika, np. szpital jednodniowy, oferujący radioterapię czy chemioterapię, który w ciągu ostatnich 10 lat nie miał kontraktu z NFZ, dla pacjentów niepłacących prywatnie nie będzie dostępny.