Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Ziobro i jego drużyna

Historia pomalowania nagrobka Bolesława Bieruta pokazuje upadek rodzimej prokuratury

Stefan Maszewski / Reporter
Czy jako szefowi prokuratorów zwyczajnie panu nie wstyd z powodu lokajstwa niektórych swoich podwładnych?

Na cmentarzu, i to na cmentarzu w Polsce, zbezczeszczono grób. Policja zatrzymała sprawców. Prokurator jednak nie postawił im zarzutów. A minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny w jednej osobie opowiada, że choć nie aprobuje znieważenia, to je rozumie. I de facto usprawiedliwia winnych, sugerując, że nie działali z pobudek chuligańskich, lecz wyższych.

Chodzi o wymalowanie przez aktywistów prawicy napisów „Kat” i „Bandyta” na nagrobku Bolesława Bieruta na stołecznych Powązkach Wojskowych.

Czy jednak, panie Ziobro, w Europie, w obszarze kultury chrześcijańskiej – ale przecież nie tylko chrześcijańskiej, lecz praktycznie każdej – cokolwiek może tłumaczyć sprofanowanie miejsca pochówku? Czy cokolwiek może tłumaczyć to, zwłaszcza na cmentarzu w Polsce – kraju, którego historia składa się w dużej mierze z cmentarzy i grobów? To po pierwsze.

Po drugie, panie Ziobro, czy jako szefowi prokuratorów zwyczajnie panu nie wstyd za lokajstwo niektórych swoich podwładnych? Posuwają się oni do żenujących dla prawników chwytów, byleby tylko sprostać dominującej od pewnego czasu politycznej atmosferze czy może po prostu politycznemu zamówieniu.

Jakże bowiem inaczej ocenić sytuację, w której prokurator uznaje, że pomalowanie nagrobka obraźliwymi napisami nie wyczerpało znamion przestępstwa – a ma przed sobą zarówno przyznające się do tego osoby, jak i kodeks karny otwarty na artykule mówiącym, że „kto znieważa (…) miejsce spoczynku zmarłego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”? W rezultacie złapanych przez policję przesłuchuje jako… świadków zdarzenia.

Reklama