Najbardziej konkretna nowa informacja to ta, że choć sprawdzian szóstoklasisty został oficjalnie zlikwidowany, jego miejsce zajmie egzamin ósmoklasisty, wieńczący naukę w podstawówce wydłużonej po reformie do 8 lat. Egzamin potrwa dwa dni i sprawdzi wiedzę z czterech przedmiotów: języka polskiego, matematyki, języka obcego i historii.
Poza tym - wystąpienie minister edukacji było w dużej części powtórką pamiętnej czerwcowej prezentacji z Torunia. Resort pozostał głuchy na krytyczne uwagi ekspertów, nauczycieli i rodziców, i niezłomnie kontynuuje powrót do przeszłości - szkolnej i tej społecznej, w ostatecznym rozrachunku, też.
Bo do takiego to, coraz bardziej archaicznego porządku prowadzi najpierw cofnięcie obowiązku szkolnego dla 6-latków, potem likwidacja gimnazjów i związane z tym marnotrawstwo wieloletniego wysiłku organizacyjnego i intelektualnego tysięcy pedagogów (przypomnijmy: po ośmioklasowej podstawówce będzie 4-letnie liceum, 5-letnie technikum, ewentualnie dwustopniowa szkoła branżowa zamiast dzisiejszej zawodowej), a potem cementowanie kulturowych podziałów.
Choć na konferencji w MEN ten temat się nie pojawił, w nowym projekcie ustawy „Prawo oświatowe” (zmiana z „Ustawy o systemie oświaty” to druga nowość, choć czysto techniczna) utrzymane zostało rozbicie na matury i matury branżowe, po szkołach branżowych – wedle zapowiedzi dające prawo studiowania tylko na określonych kierunkach, do poziomu licencjata. Bo dotychczas matura w szkołach innych niż licea ogólnokształcące wypadała szczególnie słabo, więc trzeba ją uprościć - niech słabsi zdają łatwiejszą, ale dającą ograniczone możliwości dalszego kształcenia.
Symptomatyczne, że minister Anna Zalewska kilka razy wspominała dziś, że w poprzednich latach 6-latki były przymuszane do pierwszej klasy. Jeśli pisowski wehikuł będzie trzymać tempo i azymut można się obawiać, czy, w dalszej perspektywie, kolejnym etapem na jego trasie nie będzie cofnięcie obowiązku szkolnego w ogóle. Bo w końcu nauka jest trudna, niektórym ciężko przychodzi, niech rodzice zdecydują, czy chcą w ten sposób męczyć swoje dzieci.
Oby ta ekstremalna wizja się nie ziściła. I bez tego uczniów, nauczycieli, rodziców i samorządowców czekają miesiące i lata głębokiego chaosu. Praktycy od zarządzania oświatą szacują, że powrót do względnej równowagi systemu, po tak głęboko idącej reorganizacji zajmie około dekady.