Tego dnia w Warszawie planowany jest marsz nacjonalistów („narodowców”) i Komitetu Obrony Demokracji.
Minister Błaszczak sugeruje, że KOD sprowokuje rozróby uliczne, by zdyskredytować obecny rząd. Podpiera się przykładem gdańskiego pogrzebu szczątków „Inki” i „Zagończyka”. Doszło tam, jak pamiętamy, do szarpaniny między grupą KOD-owców a nacjonalistami.
Błaszczak utrzymuje, że to KOD prowokował, choć z relacji w mediach wynika, że było odwrotnie. To nacjonaliści wypraszali KOD-owców sprzed kościoła, tak jakby tylko do nich należała przestrzeń publiczna.
Minister spraw wewnętrznych w państwie praworządnym ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo obywateli. Nie powinien wdawać się w spekulacje polityczne. KOD jest legalnie działającym ruchem obywatelskim. Niczym nieuzasadnione straszenie KOD-em jest niedopuszczalne, bo stygmatyzuje i dezawuuje tych, którzy z KOD sympatyzują.
Pan Błaszczak ironizuje, że KOD – czyli „Komitet Obrony Dotychczasowości” – traci paliwo i dlatego sięgnie po prowokację. Prawda jest inna. Obecna władza ma kłopot z narastającą falą protestów różnych grup zawodowych i z samym KOD-em. Złośliwości jednego z najgorszych ministrów obecnego rządu dowodzą, że władzy puszczają nerwy.
Mateusz Kijowski kilka dni temu w rozmowie w tym samym programie TVN24 „Jeden na jeden” powiedział, że 11 listopada KOD nie ma zamiaru wchodzić w jakieś uliczne zamieszki. Przyznał, że KOD trochę obawia się prowokacji, ale jak dotąd udało się ich uniknąć.
Lider KOD trafia w sedno. To nie KOD może próbować prowokacji, tylko jego przeciwnicy – aby go osłabić, przestraszyć, zmarginalizować.
Była działaczka Komitetu Obrony Robotników Ludwika Wujec na sobotniej wielotysięcznej demonstracji KOD w Warszawie ostrzegła: choć „obecna władza nie bije, to z wyrozumiałością patrzy, gdy biją ludzi członkowie hołubionych przez władzę organizacji”. Działaczka wie, co mówi: napatrzyła się, jak w PRL „nieznani sprawcy”, czyli bojówkarze ówczesnej władzy, napadali na ludzi opozycji demokratycznej.