Białe spódnice
Po Czarnym Strajku biskupi dyscyplinują kobiety. Stawiają się w roli ekspertów
W Czarny Poniedziałek, kiedy kobiety wyszły na ulice, księża zapędzali je do kościołów. Na różne sposoby.
Ci o słabszym zasięgu, czyli proboszczowie z małych miejscowości, już podczas niedzielnych mszy nawoływali do poniedziałkowej modlitwy o życie poczęte. Apelowali również o zaznaczenie, poprzez biel stroju, np. spódnicy, po czyjej stoją stronie. Nie zaszkodziłoby, jak przekonywał proboszcz ze wsi pod Lublinem, żeby tego dnia po pracy umówić się z koleżankami na różaniec czy wspólne sprzątanie kościoła.
Albo, do czego nawoływał inny z wyludniającego się miasteczka na Śląsku, całodniowego słuchania Radia Maryja, śledzenia Telewizji Republika, a jeśli nie mają – to telewizji publicznej, najlepiej Jedynki albo TVP Info.
Dzięki tym mediom mogły posłuchać, co o protestach kobiet myślą ci o większym zasięgu. Czyli hierarchowie kościelni. I tak abp Marek Jędraszewski, metropolita łódzki, przestrzegał wiernych przed Czarną Ewangelią i Cywilizacją Śmierci. Sugerował też, że udział w poniedziałkowych protestach – nawet za zgodą przełożonych – oznacza głoszenie antyewangelii.
W domyśle naraża na potępienie. Abp Henryk Hoser z diecezji warszawsko-praskiej zamiast straszyć, usiłował trafić do uczuć. Na przykład opowieściami o dzieciach, które umierają w ciszy pod sercem matki, nie będzie im dane zobaczyć światła dziennego, doświadczyć miłości. Odwoływał się też do poczucia sprawiedliwości kobiet, które lekceważą głos nienarodzonych, a i one nie mają szansy uczestniczyć w debacie.
Do takiej narracji Kościoła przywykłam. Stare kalki myślowe jak widać nadal dobrze się sprzedają, a i sam Kościół nie jest zainteresowany przełączeniem się na inny tok myślenia. Jedyne, co mnie zdumiało, to włączenie do kościelnej narracji tzw. wątku psychologicznego.