Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Czarne Jastrzębie zadziobały afrykańskiego kota. Polska armia nie kupi Caracali

Malgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Ministerstwo Rozwoju wycofuje się z zakupu francuskich śmigłowców transportowych.

Nie, nie chodzi o rzekomą niechęć Polaków do uchodźców z Afryki. Chodzi o największy prowadzony obecnie przetarg zbrojeniowy, w którym wygrały francuskiej produkcji Caracale. Wedle wczorajszego oświadczenia Ministerstwa Rozwoju Polska ich jednak nie kupi. Najbardziej prawdopodobną opcją zastępczą są amerykańskie Black Hawki, częściowo produkowane w Polsce.

Po trwających rok negocjacjach Ministerstwo Rozwoju podało, że Polska nie osiągnęła w rozmowach z francuskim dostawcą, Airbus Helicopters, satysfakcjonujących warunków porozumienia offsetowego, a zatem kończy negocjacje z wynikiem negatywnym. Ministerstwo przypomniało, że wartość offsetu – czyli inwestycji bądź umów podpisanych przez dostawcę dla strony polskiej – musiałaby wynosić tyle, ile wynegocjowana przez MON wartość zamówienia, czyli 13,4 mld złotych.

Trzeba tu przypomnieć, że wybór H225M Caracal jako przyszłego śmigłowca wielozadaniowego dla polskiej armii ogłosił 21 kwietnia 2015 r. prezydent Bronisław Komorowski. Razem z tą decyzją ogłosił inną, potencjalnie o wiele bardziej kosztowną, o wyborze Patriota firmy Raytheon jako podstawy przyszłego systemu obrony powietrznej Polski. Ale to oburzenie na dokonany przez wojsko wybór francuskiej maszyny było większe: bo w Polsce były dwa zakłady zagranicznych firm, które poczuły się pokrzywdzone. Sprzedany niegdyś włoskiej korporacji Finmeccanica zakład Agusta/Westland PZL Świdnik i należący do Amerykanów z Sikorsky’ego PZL Mielec, produkujący kadłuby do słynnych Black Hawków.

Krótko po decyzji MON, ogłoszonej przez prezydenta i wspartej wspólną konferencją wojska w Sztabie Generalnym, zaczęły się testy wybranego śmigłowca w Powidzu i po ich pozytywnym zakończeniu negocjacje offsetowe z ówczesnym ministerstwem gospodarki, obecnie rozwoju.

Reklama