Jakie będą skutki śmigłowcowego zawirowania? Groźne dla stosunków z Francją i naszej pozycji w UE
Odwołanie wizyt francuskiego prezydenta i ministra obrony w reakcji na zerwanie rozmów o Caracalach to reakcja polityczna, w dużej mierze skierowana na wewnętrzny rynek. Choć wzajemne oskarżenia dopiero się rozpoczęły i mogą wymknąć się spod kontroli.
Nie łudźmy się, chodzi o pieniądze. Nawet dla tak dużego gracza jak Airbus Helicopters polskie zamówienie nie było bagatelne. Według nieoficjalnych ocen stanowiło jedną trzecią rocznych przychodów giganta. Oprócz dyplomatycznego zgrzytu, jaki wywołało zerwanie negocjacji, to również konkretna wyrwa w budżecie. A Francuzi naprawdę się starali i ponieśli na przyszły, bardzo obiecujący kontrakt w Polsce, spore wydatki. Nie wiadomo na razie, czy sprawa skończy się w sądzie, którym i z czyjego powództwa – takie sytuacje w handlu bronią nie są częste. W tym biznesie liczą się cierpliwość i łatwość wybaczania.
Ale nie powinniśmy też mieć złudzeń, że sprawa łatwo przyschnie. U wszystkich – nie tylko europejskich – koncernów zbrojeniowych zapaliły się w środę czerwone lampki: „Polacy na serio to zrobili”! Nie przejmowałbym się wizją wycofania z Polski już działających inwestycji, te są bowiem komercyjnie uzasadnione i skoro działają, to muszą być zyskowne. Nie boję się też braku zainteresowania firm zbrojeniowych kolejnymi kontraktami, wszak liczą się pieniądze. Tyle że te kontrakty może być trudniej zawierać. Skoro raz nastąpił precedens w postaci zerwania bardzo zaawansowanych rozmów w strategicznie ważnym postępowaniu, to czemu nie można tego powtórzyć? Stąd potentaci zbrojeniowi będą dużo ostrożniejsi w składaniu obietnic i za każdym razem założą rezerwę finansową na ewentualne niepowodzenie rozmów. Efekt będzie odwrotny od zamierzonego – kupować będziemy drożej.
Choć nie mam wątpliwości – i to już widać w oświadczeniach MON – że sprawa Caracali będzie wykorzystana w rządowej narracji o „wstawaniu z kolan”.