Jeśli spełnią się jego odważne wizje w rodzaju: za 10 lat po Polsce będzie jeździć milion polskich elektrycznych samochodów – czapki z głów. Szkopuł w tym, że jeśli okażą się mrzonką, w kierunku której będziemy podążać, słono wszyscy za to zapłacimy.
Wygląda na to, że zarówno Mateusz Morawiecki, jak i Jarosław Gowin zrozumieli, że imitacja i montaż tego, co wymyślili inni, to na dłuższą metę kiepski pomysł na sukces. A zatem trzeba nam innowacyjnej gospodarki, i taką chcą budować. Cel szczytny. Ale póki co wiara w sukces ich zamierzeń jest niczym nadzieja, że Legia wyeliminuje Real i Borussię. Czyli na przekór faktom i logice.
Bariery rozwoju
Skąd ten sceptycyzm? Stąd, że pod względem innowacyjności wleczemy się w ogonie Europy, a radykalna poprawa tego stanu rzeczy to zadanie trudne i na długie lata. Na zamówienie Ministerstwa Nauki powstała właśnie Biała Księga Innowacji. Jako swe wytyczne identyfikuje plan Morawieckiego i strategię Gowina. BKI to kolorowy dokument pełen eleganckich wykresów i szumnych zapowiedzi. Na odległość pachnie ręką czy raczej szablonem zachodniej firmy konsultingowej. Na koniec rządowej prezentacji podsumowanie: zgłoszono 340 propozycji, w BKI ujęto 58 rozwiązań, i w rezultacie zmienione będzie 15 ustaw.
A miary sukcesu? W 2020 r. na badania i rozwój Polska będzie wydawać 1,7 proc. PKB, zaś w najbliższych 7 latach powstanie 1500 innowacyjnych start-upów. Przez Księgę przebija wiara, że to brak właściwych ustaw dzieli nas od nowoczesnej innowacyjnej gospodarki, zdolnej konkurować z najlepszymi. Więcej w tym naiwności czy ignorancji?
Jedna z najbardziej zachwalanych przez rząd propozycji to „telefon do naukowca”. Wiceszef resortu nauki klaruje: „Przedsiębiorca będzie dzwonił lub wysyłał maila, opisując problem, jaki ma np.