Nie wystarczy zmarginalizowanie Trybunału Konstytucyjnego. W obszernym wywiadzie dla Onetu.pl Kaczyński jasno przyznaje: „zmieniamy prokuraturę, a potem weźmiemy się za sądy. Polskich sądów w obecnym kształcie nie da się obronić”. Posługuje się przy tym nieprawdą, bo mówi na przykład, że sądownictwo korporacyjne sędziów „zupełnie się nie sprawdziło, orzeczenia o winie zapadają bardzo rzadko”. Jest akurat odwrotnie: sądy dyscyplinarne skazują sędziów w 87 proc. wniesionych skarg.
Oczywiście władza sędziowska nie składa się z aniołów, wiele trzeba i można poprawić w sądownictwie, ale mocno podejrzane jest założenie, że przedstawiciele rządu, władzy wykonawczej, są moralnie lepsi i mają prawo do korygowania wyroków i ręcznego sterowania sędziami. A do tego zmierzają zapowiadane reformy, które – jak widać – ruszą w grudniu po odejściu prezesa Trybunału Konstytucyjnego sędziego Rzeplińskiego. Zmiana ustawy o KRS (Krajowej Radzie Sądownictwa), likwidacja sądów rejonowych, nabór nowych sędziów do Sądu Najwyższego, któremu przydzieli się nowe obowiązki, likwidacja konkursów na dyrektorów sądów – nie tylko zwiększy panowanie ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego nad sędziami, ale też umożliwi obsadzenie sądów swoimi ludźmi.
Szczególnie zatrważający jest – widoczny od dawna w polityce PiS – postulat sprawiedliwości ludowej, ulegania dyktatowi nastrojów społecznych w wyrokowaniu. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki nie tylko bezpośrednio straszył sędziego w swojej sprawie na sali sądowej, ale też zapewne pokieruje komisją weryfikacyjną, która zastąpi sądy w rugowaniu nieprawości i złodziejstwa przy reprywatyzacji nieruchomości warszawskich.