Malwina Dziedzic, Mariusz Janicki: – Zewsząd słychać, że opozycja nic nie robi, jest niemrawa, nie ma szans w starciu z PiS. Nie martwią pana takie oceny?
Ryszard Petru: – Nie czuję się komfortowo z takimi opiniami. Ale trzeba spojrzeć obiektywnie. Razem z PO mamy średnio w sondażach więcej niż PiS. Na Węgrzech w ogóle nie ma takiego wariantu; tam opozycja wciąż wyraźnie przegrywa z Orbánem. Krytycy powinni doprecyzować, czego konkretnie oczekiwaliby od opozycji. Bo czasem wydaje mi się, że oczekuje się cudu. Przypomnę, że opozycja z definicji ma mniejszość głosów. Przez ostatnie 26 lat rządy zawsze były koalicyjne, różne środowiska ze sobą się kłóciły, były elementy słabości, które opozycja mogła wykorzystać. A tu mamy jedność partii rządzącej, co więcej, PiS ma zaplecze w postaci Kukiz’15.
To widać w wynikach sejmowych głosowań. Między rządzącymi a opozycją jest przepaść. To nie jest kilka głosów różnicy, ale kilkadziesiąt.
Czasem nawet nie patrzę na tę tablicę głosowań, bo wiem, że i tak przegramy. Niepokoi mnie jednak ten stały nieformalny sojusz PiS z kukizowcami. Zawsze, kiedy jest niepewna sytuacja, do ław kukizowców podchodzi poseł Suski, szepcze coś do Pawła Kukiza albo Marka Jakubiaka i zaraz ich klub głosuje „jak trzeba”. Kukiz’15 to ukryty sojusznik PiS. Zatem, żeby wygrać z PiS, opozycja musi mieć więcej niż Kukiz plus PiS, a nie tylko PiS. I taki jest cel. Bardzo realny.
Racjonalne czy nie, to zniechęcenie do opozycji parlamentarnej jest pewnym stanem społecznym. Wyczuwalne jest oczekiwanie, że pojawi się jakaś nowa siła. Tymczasem Grzegorz Schetyna mówił niedawno w wywiadzie dla POLITYKI, że nie należy się spodziewać żadnej trzeciej siły.