Dlatego, że co innego, gdy chodzi o władzę rozumianą jako mniej lub bardziej elegancką walkę polityczną, odbieranie głosu opozycji – ba, nawet rozliczenia historyczne, paraliżowanie demokratycznej kontroli. Ale co innego, gdy chodzi o dzieci. Na których los jest PiS tak wrażliwy, że rozdaje dla nich gotówkę (jeśli tylko urodziły się w odpowiednich, tych bardziej skłonnych do prokreacji rodzinach).
Teraz ta gotówka przyda się na czesne w prywatnych przedszkolach – o tym, że z miejscami dla 3-latków w przedszkolach państwowych będzie jeszcze trudniej niż dotychczas, wprost mówią dyrektorzy.
Korepetycje na ratunek
A może i na czesne w szkołach prywatnych, bo wielu podstawówkom trudno będzie pomieścić siódmą klasę i oddziały zerówki – już dziś w niejednej szkole dzieci uczą się na dwie, a nawet trzy zmiany. A w przeludnionych budynkach ma się zmieścić o jedną trzecią więcej.
Przyda się też na korepetycje i zajęcia dodatkowe, konieczne, by ułożyć w głowach chaos wywołany niespójną i niedopracowaną podstawą programową.
To, że na ekspresowej likwidacji gimnazjów, wydłużeniu podstawówek do ośmiu lat i liceów do czterech najbardziej ucierpią dzieci, było sednem krytyki zamierzeń MEN płynącej ze wszystkich stron – od ekspertów i nauczycieli po rodziców.
Czego w tej krytyce zabrakło? Może była zbyt merytoryczna? Nie dość emocjonalna? Na protestach było nas za mało? Ich ton był zbyt grzeczny? Ryzyko spadku sondażowych słupków zbyt małe?