Sąd podkreślił, że ta kara ma odstraszać potencjalnych naśladowców. Nie wolno nagrywając potajemnie rozmowy, łamać niczyjej prywatności, nawet polityków, po to, by podsłuchane treści upubliczniać. Nie wolno z tego procederu czynić źródła wiedzy wykorzystywanej dla osiągania własnych korzyści.
Sędzia nie wspomniał jednak, że celem upublicznienia nagrań był plan, jak zeznali współoskarżeni kelnerzy, obalenia rządu. Sędzia w ogóle nie odniósł się do politycznego tła tej sprawy.
Surowe wyroki dla zamieszanych w aferę podsłuchową
Przypomnijmy: według aktu oskarżenia biznesmen Marek Falenta zlecił, aby dwaj kelnerzy nagrywali rozmowy ważnych gości dwóch warszawskich restauracji. Z kelnerami kontaktował się jego szwagier. Cała czwórka zasiadła na ławie oskarżonych. Prokuratura domagała się skazania Falenty na 1,5 roku więzienia z zawieszeniem i wysokiej grzywny, a dla jego szwagra i kelnera Konrada L. po 10 miesięcy w zawieszeniu (i tyle dostali). Czwarty uczestnik przestępstwa, Łukasz N., z uwagi na fakt, że od początku śledztwa poszedł na pełną współpracę z organami ścigania, skorzystał z nadzwyczajnego złagodzenia kary – ma jedynie zapłacić 50 tys. grzywny.
Przestępstwo Marka Falenty i pozostałych, według kwalifikacji czynu dokonanej przez prokuratora, zagrożone było karą do 2 lat pozbawienia wolności. Sąd w trakcie procesu zmienił jednak kwalifikację, uznał, że to nie jedno przestępstwo, ale bardzo wiele, stanowiących czyn ciągły. I dlatego, w opinii sądu, główny oskarżony powinien trafić za kraty, zawiasy, mówiąc kolokwialnie, mu nie przysługują.
Czego prokurator nie wziął pod uwagę?
To surowy wyrok. Obrońca skazanego już zapowiedział apelację. Co ciekawe, prokuratura też nie wyklucza odwołania się od wyroku, a to by oznaczało, że będzie zaskarżać orzeczenie do wyższej instancji, aby domagać się łagodniejszego potraktowania sprawcy afery podsłuchowej.