Europoseł Kazimierz Ujazdowski rozstał się z PiS. Wcześniej dłuższy czas publicznie krytykował swą partię, choćby za ataki na Trybunał Konstytucyjny, a ostatnio obciążył Jarosława Kaczyńskiego odpowiedzialnością za kryzys w Sejmie.
To pierwszy znany polityk PiS, który wychodzi z partii w tej kadencji, gdy ta ma większość w Sejmie, Senacie i nader bliskiego sobie prezydenta – choć warto pamiętać, że już na samym początku do klubu PiS nie przystąpił Jan Klawiter, poseł reprezentujący Prawicę RP Marka Jurka.
Jakie będą konsekwencje odejścia Ujazdowskiego z PiS?
Co wynika z odejścia Ujazdowskiego? Dla samego europosła na razie niewiele. Parę dni zainteresowania mediów, wyrazy uznania ze stron ludzi nielubiących PiS, garść insynuacji ze strony dotychczasowych sympatyków i kolegów. Niezrównany Ryszard Terlecki już posądził Ujazdowskiego o to, że chce sobie zasłużyć na „jakąś posadę”.
W dalszej perspektywie Ujazdowski dotrwa pewnie do końca kadencji europarlamentu, ciesząc się niezależnością, także finansową, którą daje mu ten mandat, a jesienią 2019 r. wystartuje zapewne jako niezależny kandydat do Senatu.
PiS zaś pozornie na odejściu Ujazdowskiego nie straci. Przeżył w końcu w niezłym zdrowiu nie takie kłopoty. Z Jarosławem Kaczyńskim zrywał już wspomniany tu Marek Jurek, potem Ujazdowski (wówczas z garścią towarzyszy zakładał Polskę XXI), następnie do PJN poszli sobie spin doktorzy Bielan z Kamińskim wraz kolegami i koleżankami, potem zbuntowali się ziobryści.
Nieważne, czy secesjoniści szukali miejsca na prawo od PiS, czy też reaktywowali PO-PiS – zawsze przegrywali. Komentował ktoś nie bez racji, że elektorat PiS podzieli się dopiero wtedy, gdy podzieli się Kaczyński.
Teraz kłopot wydaje się jeszcze mniejszy, bo Ujazdowski jest samotny jak palec. Jego niegdysiejszy przyjaciel Jarosław Sellin wiosłuje zapamiętale, pilnując głównego partyjnego nurtu. Nie ma żadnego „środowiska Ujazdowskiego”, które europoseł za sobą porwie. Nie ma też, jak mniemam, dostępu do jakichś partyjnych sekretów, które teraz by ujawnił i które zaszkodziłyby byłemu ugrupowaniu.
Nie będzie za Ujazdowskim płakał pisowski lud, który już dawno zapomniał, że to były wiceprezes tej partii, z ładną kartą opozycyjną w PRL i bardzo bogatym dorobkiem w III RP; że jako minister kultury w rządzie Jerzego Buzka podał się do dymisji w geście solidarności z odwołanym Lechem Kaczyńskim itp.
A jednak... Odejście Ujazdowskiego może z czasem nabrać wagi, wagi pewnego symbolu. Kiedy wszyscy będą myśleć i mówić tak, jak nakazuje bieżąca instrukcja z biura prasowego, znajdzie się może trochę wyborców, którzy za Ujazdowskim zatęsknią. Jego rozstanie z PiS może stać się jednym z kilkunastu czy kilkudziesięciu miniargumentów za porzuceniem partii dla tych, którzy w ostatnich wyborach ją wsparli, przerzucając głosy z PO czy PSL, a było ich kilkaset tysięcy. Bo Ujazdowski idzie precz, a zostają prok. Piotrowicz, prof. Pawłowicz i Marek Suski na tropie Katarzyny Wielkiej.