Lech Wałęsa kolejny już raz został użyty jako narzędzie trwającej w Polsce wojny
Prezes IPN Jarosław Szarek na specjalnej konferencji prasowej (z udziałem m.in. korespondentów zagranicznych) ogłosił, że wobec ustaleń krakowskiego Instytutu Ekspertów Sądowych oraz wcześniejszych ustaleń samego IPN „nie ma żadnej od dnia dzisiejszego wątpliwości na temat współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa”. Dodał, że „sprawa jest zakończona”.
Otóż prezes Szarek jest w błędzie.
Ekspertyza krakowskich biegłych to tylko opinia
Po pierwsze, z procesowego punktu widzenia ekspertyza krakowskich biegłych jest tylko jedną z wielu opinii w materiale dowodowym. Zawsze mogą pojawić się inne – w tym takie, które zawierać będą argumenty świadczące o tym, że przynajmniej niektóre z badanych materiałów zostały sfałszowane.
Po drugie, z punktu widzenia nauk historycznych wywody prezesa Szarka są żenujące z racji pominięcia kontekstu, w jakim swego czasu przyszło żyć Lechowi Wałęsie (i milionom innych Polaków). Chodzi realia PRL-u, a w tym zwłaszcza metod ówczesnej policji politycznej oraz wyjątkowości, nie zaś powszechności (tak, tak!) postaw opozycyjnych. Szarek za wzór naukowej rzetelności stawia przy tym wydaną pod logo IPN książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa”, która również kompletnie od tego abstrahowała, kreując skrajnie uproszczoną, czarno-białą wizję, a więc kompletnie fałszywą wersję rodzimych dziejów – i właśnie dlatego stała się obiektem krytyki ze strony wielu historyków.
Obrzydliwe są też sugestie prezesa IPN (ujęte oczywiście – zgodnie z metodą wypróbowaną przez Jarosława Kaczyńskiego – w bezpieczną w formę rzuconego ot tak sobie pytania), jakoby „to, że Lech Wałęsa podjął realnie tę współpracę na początku lat 70.