Malwina Dziedzic
14 lutego 2017
Roszady i układy w partii Ryszarda Petru
Nowoczesna po romansie
Ryszard Petru potrafi uwodzić – najpierw oczarował wyborców i wprowadził swoją partię do Sejmu, później opinię publiczną, która w sondażach potroiła wyborczy wynik Nowoczesnej. Wybaczano mu gafy i braki w wiedzy. Ale „Madera” go podtopiła. A może być jeszcze gorzej.
Emigrować będę musiał w dwóch przypadkach: kiedy PiS wygra drugą kadencję albo kiedy Rysiek zostanie premierem. Bo to będzie dramat dla Polski – tak mógłby wyzłośliwiać się któryś z polityków Platformy, to jednak opinia posła Nowoczesnej, rozczarowanego stylem zarządzania partią i klubem przez Ryszarda Petru. W dodatku nieodosobniona, bo podobnie o kwalifikacjach lidera N wypowiada się również inny nasz rozmówca, który jeszcze do niedawna wierzył w „nowoczesny” projekt Nowoczesnej.
Emigrować będę musiał w dwóch przypadkach: kiedy PiS wygra drugą kadencję albo kiedy Rysiek zostanie premierem. Bo to będzie dramat dla Polski – tak mógłby wyzłośliwiać się któryś z polityków Platformy, to jednak opinia posła Nowoczesnej, rozczarowanego stylem zarządzania partią i klubem przez Ryszarda Petru. W dodatku nieodosobniona, bo podobnie o kwalifikacjach lidera N wypowiada się również inny nasz rozmówca, który jeszcze do niedawna wierzył w „nowoczesny” projekt Nowoczesnej. Teraz twierdzi, że N niewiele różni się od PO i innych partii – a nawet gorzej, bo w szybszym tempie trawią ją choroby, które dotykają stare ugrupowania. – Nowoczesna zmutowała. Startowałem z jej list, chciałem zmieniać Polskę. Przestałem się łudzić, że z Ryszardem może się to udać. On gra tylko na siebie. Takich rozgoryczonych głosów jest więcej. Politycy N narzekają, że Petru nikogo nie słucha, nie ma długofalowej strategii, liczy na poklask i wierzy, że tylko on może zostać premierem. Mają żal o ostatnie wybory władz klubu oraz o to, że nie udźwignął konsekwencji sylwestrowego wypadu z partyjną koleżanką do Portugalii – a przede wszystkim, że nie przeprosił. – On nie ma w zwyczaju mówić przepraszam oraz dziękuję – dodaje nasz rozmówca. I rzeczywiście, Petru zapewniał, że „rozumie rozczarowanie” członków N jego „nieobecnością w sali plenarnej na przełomie roku” (list do działaczy), w mediach przyznawał, że wyjazd był błędem, jednak nigdzie nie padło słowo „przepraszam”. A takie gesty w polityce mają znaczenie. W partii narasta bunt, choć jego źródeł nie należy wiązać tylko z „Maderą”. To suma problemów, które nabrzmiewały przez ostatni rok. Chodzi o nazwiska i stanowiska. O otaczanie się klakierami, ignorowanie innych głosów, pomysłów, konstruktywnej krytyki. Wreszcie – o niewykorzystywanie potencjału ludzi, którzy „wierzą w projekt”: rzucili swoje biznesy, zdecydowali się wejść do polityki, bo chcieli zmiany jej jakości. Teraz zaś chcą przede wszystkim odsunąć PiS od władzy, bo widzą, jak „ludzie Jarosława Kaczyńskiego niszczą Polskę”. I coraz mniej wierzą, że Ryszard Petru ma pomysł, jak to zrobić. Także dotychczasowi sympatycy partii coraz bardziej krytycznie patrzą na działania lidera Nowoczesnej, szczególnie te z ostatnich tygodni. Niezrozumiałe zachowanie na finiszu parlamentarnego kryzysu – zasiadanie z Kaczyńskim do stołu, później wycofywanie się z negocjacji, atakowanie bez wyraźnego powodu Grzegorza Schetyny przez Joannę Scheuring-Wielgus czy wreszcie straszenie pozwami mediów wyliczających partyjne wojaże Ryszarda Petru i Joanny Schmidt (z sugestią, że mogły mieć charakter inny niż służbowy), potęgują wrażenie, że lider N się pogubił. Roszady – On sprywatyzował tę partię! – mówi jeden z posłów Nowoczesnej. Jako przykład przywołuje wyznaczenie pierwszego składu prezydium klubu – zarzuca, że dobór władz był niedemokratyczny, bo wynikał wprost ze wskazania lidera N. To budziło niezadowolenie części polityków, którzy też chcieli mieć wpływ na kierunek działania partii. Petru próbował rozładować narastające napięcie. Dlatego jesienią ub.r. zaprosił członków klubu na rozmowy: z każdym z osobna, w cztery oczy. Ich wynikiem było poszerzenie prezydium klubu o dwoje posłów: Kamilę Gasiuk-Pihowicz, która miesiąc wcześniej przestała być rzeczniczką N, oraz o Michała Stasińskiego, polityka z kręgu tych bardziej krytycznych wobec szefa N. To był koniec listopada. Dwa miesiące później znów trzeba było dokonać zmian. Oficjalny powód: konieczność rozdzielenia władz klubu i partii w związku z ryzykiem przyspieszonych wyborów samorządowych. Ten wskazywany w kuluarowych rozmowach: konsekwencja skandalu obyczajowego i potrzeba odsunięcia dotychczasowej wiceprzewodniczącej klubu Joanny Schmidt. Do dymisji podali się wszyscy członkowie prezydium oprócz Ryszarda Petru i Barbary Dolniak, wicemarszałkini Sejmu. Schmidt, podobnie jak Scheuring-Wielgus, nie startowała w tych wyborach. W prezydium miało się znaleźć miejsce dla dwóch osób spoza grona popleczników Petru, tak się jednak nie stało. Wybrany został jedynie Michał Stasiński. Ten zaś wstał i powiedział, że do takiego prezydium nie będzie wchodził. Następny w kolejności pod względem liczby głosów był Paweł Pudłowski, ale także on powtórzył słowa Stasińskiego. Potem była Marta Golbik. I tu podobna reakcja. Do prezydium zgodził się dołączyć Zbigniew Gryglas, o którym mówi się, że jest najbardziej konserwatywnym posłem Nowoczesnej – to on razem z Elżbietą Stępień jako jedyni z klubu N głosowali za odrzuceniem w pierwszym czytaniu obywatelskiego projektu „Ratujmy kobiety”. Kilka dni wcześniej z funkcji rzecznika zrezygnował Paweł Rabiej. I w tym przypadku krążą dwa tłumaczenia. Oficjalne: ma inne obowiązki, nie jest też posłem, a rzecznik powinien być związany z klubem. I to mniej formalne, w którym koledzy z partii wskazują, że Rabiej – współtwórca N i członek zarządu – już wcześniej podpadł Petru, próbując lansować się w mediach i sugerując, że będzie kandydował na prezydenta Warszawy. Politycy N zaprzeczają, że rezygnacja rzecznika ma bezpośredni związek z jego niefortunnym wpisem na Twitterze („Naziści, nie Niemcy. Na tej samej zasadzie: TK nie zniszczyli Polacy, ale PiS, i to on za to odpowie, a nie Polacy”). Rabieja zastąpiła Katarzyna Lubnauer, co również nie wszystkim się podoba – wypominają jej próbę wmawiania dziennikarzom, że Petru i Schmidt w sylwestra załatwiają partyjne sprawy w Portugalii. Przypadek Lubnauer podważa także oficjalny partyjny przekaz, że w wyborach nowego prezydium chodziło o rozdzielenie funkcji w zarządzie i klubie. Katarzyna Lubnauer jest wiceprzewodniczącą partii, członkiem prezydium klubu oraz rzeczniczką N. Układy Grupa krytycznych wobec Petru to na razie jakieś 5–7 osób w 31-osobowym klubie poselskim. Wśród nich prym wiodą Grzegorz Furgo, Michał Stasiński, Marta Golbik. Jak podkreślają, nie chcą rozłamu w partii, ale jej wzmocnienia, odcięcia się od błędów, wypracowania strategii opartej na badaniach potrzeb elektoratu. I ścisłej współpracy z Platformą. – Trzeba schować ambicje w kieszeń, zebrać się i dogadać, bo ludzie nam tego nie wybaczą. A podział w wyborach będzie na PiS i antypis, trzeciej drogi nie będzie – podkreśla poseł Furgo. Przyjęli ciekawą taktykę. Występują z samodzielnymi inicjatywami, nieskoordynowanymi z klubem, jako grupa posłów. Przykładowo: piszą do KRRiT w sprawie skandalicznego programu, w którym spreparowano informację, jakoby Petru był rosyjskim szpiegiem, lub kierują do szefa MSWiA pytanie o wyposażenie rządowych limuzyn w GPS w związku z wypadkiem Beaty Szydło. Po drugiej stronie są osoby mocno wspierające Petru. To głównie Katarzyna Lubnauer, Joanna Scheuring-Wielgus, Jerzy Meysztowicz, Monika Rosa, Adam Szłapka i oczywiście Joanna Schmidt. Szłapka i Rosa – nazywani w Sejmie Jasiem i Małgosią – pracowali wcześniej w kancelarii Bronisława Komorowskiego. Po ich przystąpieniu do Nowoczesnej mówiło się nawet, że mają pomagać w budowaniu „partii prezydenckiej”, takiej lepszej Platformy. Dziś zasiadają we władzach N. Rosa jest sekretarzem i członkiem prezydium klubu, natomiast Szłapka – sekretarzem generalnym, p.o. skarbnika, a od niedawna również komisarzem na Podkarpaciu, gdzie Nowoczesna straciła przewodniczącego. Przypadek Rzeszowa jest zresztą znamienny i wydaje się potwierdzać opinię, że Nowoczesną szybko zaczęły dosięgać zjawiska typowe dla tradycyjnych partii – walka o wpływy, nieczyste zagrania, zakulisowe układy. W połowie stycznia partyjną legitymację rzucił Mirosław Nowak, szef regionalnych struktur, członek zarządu. Miesiąc wcześniej został zawieszony. Zarówno władze partii, jak i on sam nie chcą zdradzać, jak brzmiały oficjalne zarzuty. Katarzyna Lubnauer tłumaczy, że ponieważ zrezygnował z członkostwa przed wyrokiem sądu koleżeńskiego, Nowoczesna nie ma obowiązku tego komentować. Przyznaje jednak, że chodziło o szeroko rozumiane działania na szkodę partii. Do władz N miały docierać skargi z terenu. Mirosław Nowak tłumaczy, że miano mu za złe, iż nie chciał przyjmować do N osób, których reputacji nie był pewien, a także zgodzić się na poparcie w wyborach na prezydenta Rzeszowa obecnego wiceprezydenta Marka Ustrobińskiego – co jego zdaniem niektórzy w partii mocno forsują. W rozmowie z POLITYKĄ opowiada o nocnej wymianie zamków w siedzibie N, żeby uniemożliwić mu wejście, dziwnych zarzutach pod jego adresem (m.in. że chodził niechlujnie ubrany), wreszcie o próbach skompromitowania go. Według niego podpadł, ponieważ nie był bezkrytyczny, a przede wszystkim nie chciał się zgodzić na „przygotowywane po cichu zmiany w statucie”, które przedłużałyby kadencję organów regionalnych z dwóch do czterech lat. Jak mówi, obawiał się, że wybory nowych władz terenowych będą tak ustawiane, by wygrały „właściwe” osoby, a wydłużenie kadencji tylko zabetonuje układ sił w partii. – Część zarzutów wysuwanych obecnie przez pana Nowaka można byłoby spokojnie odnieść do niego samego – ucina Lubnauer. Podkarpacie to zresztą niejedyny problem Nowoczesnej. – Dla Petru Polska kończy się na Krakowie – mówi Nowak. I nie tylko on uważa, że lider N niespecjalnie interesuje się ścianą wschodnią. Od polityków PO można usłyszeć, że działacze Nowoczesnej ze wschodniej Polski sondują, jakie są realne możliwości stworzenia wspólnych list w wyborach samorządowych (Schetyna deklarował, że jest otwarty na takie rozwiązanie). W Nowoczesnej oficjalnie jednak wciąż obowiązuje doktryna wyłożona kilka miesięcy temu przez Pawła Rabieja i Katarzynę Lubnauer – o współkonkurowaniu opozycji i odrzuceniu mitu jednoczenia się. Napięcia Posłanki Lubnauer i Scheuring-Wielgus dementują informacje o kryzysie zaufania do lidera Nowoczesnej i wewnątrzpartyjnych kłopotach. – Bzdury, nic takiego się nie dzieje. Ryszard ma pełne
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.