Prokuratura powinna z urzędu zająć się sprawą Berczyńskiego. Dlaczego jest bezczynna?
Słynną już frazę „To ja wykończyłem caracale” dr Wacław Berczyński wygłosił na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” jeszcze przed Wielkanocą, bo 13 kwietnia. Od tego czasu sprawę szeroko komentowały media, o politykach opozycji nie wspominając. Sam dr Berczyński zdążył zaś wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Nie słychać za to, by zainteresowała ona jakoś prokuraturę (zarówno tę cywilną, jak i wojskową) czy też Centralne Biuro Antykorupcyjne, Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. A przecież dla każdej z tych instytucji powinna być ona nadzwyczaj ciekawa.
Prócz samego wątku czysto ewentualnych nieprawidłowości proceduralnych przy organizacji przetargu (opiewającego na sporą sumę, bo 13,5 mld złotych, i mającego spore znaczenie strategiczne oraz polityczne) niewykluczone są przecież i inne tropy. Nie od rzeczy byłoby choćby sprawdzenie możliwości nielegalnego lobbingu, a może też – węziej bądź szerzej rozumianej – korupcji. A także nadużycia uprawnień przez urzędników i braku ochrony informacji niejawnych. Wreszcie, last but not least, niewykluczonej aktywności obcych służb (niekoniecznie zresztą amerykańskich).
Prokuratura lekceważy sprawę Berczyńskiego. Czym się więc zajmuje?
Dla prokuratury jest to w oczywisty sposób historia zasługująca na zajęcie się nią z urzędu – bez czekania na apele opozycji i… wyjazd bohatera (a w każdym razie jednego z bohaterów) za ocean. Służby kontrwywiadowcze i agencja antykorupcyjna powinny zaś przyglądać się jej od dawna – nim jeszcze dr Berczyński pochwalił się (czy może zdradził) swymi wyczynami.