Jeśli lewica sama się nie zbuduje, będziemy musieli jej w tym pomóc – stwierdził kiedyś, trochę w żartach, jeden z ważnych polityków PO. I choć Platforma nie przeszkadza lewicy, by ta się zorganizowała, przeciwnie – zostawia spore pole tematów do zagospodarowania – na niewiele to się zdaje. Rozproszone lewicowe byty (środowiska, partie, stowarzyszenia, grupy) wciąż nie mają pomysłu, jak się zebrać i połączyć. A tylko tak mogą nabrać politycznego znaczenia.
Na zgodę
Główną przeszkodą pozostają wzajemne animozje, dawne krzywdy, niechęć do kolejnego „zjednoczenia lewicy”. Rozjeżdżają się także postulaty, ale te – jak słyszymy – zawsze można byłoby dograć. Trzeba jednak choć w minimalnym stopniu sobie ufać, a o to na razie najtrudniej. Może dlatego wielu lewicowców dyskretnie ogląda się na Grzegorza Schetynę, który powtarza, że chce budować szeroki front antypisowski i zgromadzić wokół Platformy środowiska i nazwiska mogące zagwarantować dodatkowe głosy.
Cała operacja jest mocno skomplikowana, ale obecne sondaże pokazują, że innej drogi nie ma. Bo choć Platforma dogoniła PiS (a w niektórych badaniach nawet przegoniła), partia Jarosława Kaczyńskiego ma nieformalnego sojusznika, z którym w razie czego będzie mogła konstruować koalicję. O kukizowcach mówi się, że to opozycja koncesjonowana i nawet politycy PiS przyznają, że to zaplecze obecnego obozu władzy.
W rachubach wyborczych antypisowska koalicja musi więc sumować poparcie PiS oraz ruchu Kukiza i celować ponad ten wynik. Słaba kondycja pozostałych parlamentarnych partii opozycyjnych nie daje Platformie wystarczającego wsparcia. PSL od kilku tygodni nie jest w stanie przekroczyć w sondażach nawet 5-proc.