Spośród piętrzących się konfliktów wewnątrz obozu władzy ten rezonuje najgłośniej. Bo rozgrywa się na widoku publicznym. Powraca regularnie w agresywnych kampaniach, w których wodzireje obu obozów coraz mniej się ograniczają. Wywołują przy tym konsternację w szeregach ludu pisowskiego, do tej pory karmionego prometejskimi pozami przybieranymi przez liderów obu formacji w ich kabotyńsko-grafomańskich wstępniakach.
Konsternację tym większą, że na medialnym zapleczu PiS akurat środowiska Tomasza Sakiewicza oraz braci Michała i Jacka Karnowskich raczej powinno łączyć dobre sąsiedztwo. Ale to złudzenie. Tak naprawdę są awersem i rewersem prawicowej monety. Tylko jeden może się znaleźć na wierzchu.
Kto wykańcza PiS?
Do tej pory obszarem sporu były wpływy w TVP. A przy okazji sprawy Misiewicza, konflikt sięgnął wyższych pięter. Postawiono zasadnicze pytanie: ile Macierewicza w PiS?
Media Karnowskich („wSieci”, wPolityce.pl) sekundowały Kaczyńskiemu w usuwaniu ulubieńca szefa MON. Zaś media Sakiewicza („Gazeta Polska”, „Gazeta Polska Codziennie”, Niezależna.pl) kontestowały decyzję kierownictwa. Samego Misiewicza – którego Sakiewicz uznał za „piekielnie medialnego” – zatrudniła kontrolowana przez ludzi z kręgu Gapola (jak się potocznie mówi o „Gazecie Polskiej”) TV Republika.
I tak oto flagowe media władzy wzięły się za łby. Michał Karnowski sugerował, że „zaczyna się gra na wyprowadzenie PiS na twarde skały”, której celem jest „zmuszenie do odejścia Kaczyńskiego”. I że tę grę podjęli ludzie z „Gazety Polskiej”. Sakiewicz odparował, że to Karnowscy realizują „szatański plan służb” polegający na skłóceniu prezesa z ministrem obrony.