Wedle stanu rzeczy sprzed ok. trzech tygodni p. Jaki, wiceminister sprawiedliwości, jako nie byle jaki specjalista od wymiaru sprawiedliwości (zgodnie ze swoimi studiami, zakończonymi uzyskaniem stopnia magistra politologii) był w pełnej i stałej gotowości bojowej na odcinku krytyki sądów. Z drugiej strony: szczerze wyznał, że zawodowo zajmuje się głównie sprawami penitencjarnymi, a „reszta – w tym sądy – to tylko moje obowiązki polityczne i medialne” (za „Wprost” z 7 maja 2017, s. 22).
Niedawno udzielił wywiadu, którego niestety nie udało mi się odszukać w internecie. Pamiętam jednak, że p. (nie byle) Jaki stwierdził, że sądownictwo zostało sprywatyzowane przez samych sędziów. Może chodziło mu o to, że „jest wielu dobrych sędziów tłamszonych przez koterie i od nas dostaną pierwszą szansę w życiu na awans, który blokowała do tej pory »spółdzielnia«” („Wprost”, jw.).
Przypuszczam jednak, że p. (nie byle) Jaki zbyt dosłownie uogólnił swoje własne doświadczenia związane z powiększeniem Opola o kilka gmin wbrew protestom ich mieszkańców (p. Jaki, poseł ziemi opolskiej, wielokrotnie zapewniał, że słucha głosu ludu w sposób nadzwyczajny, a więc nie byle jaki), a także utworzeniem tzw. drużyny Jakiego, tj. zespołu (spółdzielni?) osób znaczących w Opolu, a przede wszystkim robiących tam karierę pod efektywnym protektoratem p. (nie byle) Jakiego.
Nagonka na sędziów i prawników
Pan (nie byle) Jaki wyraził swoją determinację w realizacji ważnych kwestii.