Panuje opinia, że rozumienie czegokolwiek nie jest mocną stroną rzeczniczki PiS Beaty Mazurek i że z powodów czysto ludzkich tego rozumienia nie można od niej wymagać. Dlatego duże poruszenie wywołało publiczne oświadczenie Mazurek, że coś rozumie. Rozumie mianowicie, że w Radomiu osiłki z Młodzieży Wszechpolskiej musiały spuścić łomot grupie przepojonych nienawiścią demonstrantów z KOD.
W tej sprawie Mazurek może liczyć na pełne zrozumienie Mariusza Błaszczaka, który rozumie niewiele więcej niż ona, dzięki czemu doskonale nadaje się na ministra spraw wewnętrznych w rządzie Beaty Szydło. Z działań opozycji Błaszczak zrozumiał np. tyle, że „oni podburzają, oni dążą do tego, aby doszło do agresji, do awantur na ulicach polskich miast”. Nic dziwnego, że w tej sytuacji opozycję musi uspokajać Młodzież Wszechpolska, która wyraźnie traci cierpliwość.
Aby nie dać się wciągnąć w polityczne awantury, nadzorowana przez Błaszczaka policja przyjęła zasadę, że w przypadku, gdy musi interweniować, interweniuje w ten sposób, że nie interweniuje, bo nie ma jej na miejscu zdarzenia. Taktyka ta sprawdziła się nie tylko w Radomiu, ale także w Lublinie, gdzie co prawda w chwili oplucia muzułmańskiej uczennicy z Berlina przez jednego z przechodniów policjantom nie udało się nie być, ale udało się im nie zareagować na prośbę uczennicy o interwencję. Policjanci byli tą prośbą mocno rozbawieni, więc można uznać, że sprawa znalazła wesoły koniec, jednak pokazuje ona, że decyzja o wpuszczeniu młodej muzułmanki do Polski była błędem, który – gdyby nie zimna krew policjantów – mógł się skończyć ich interwencją i zatrzymaniem plującego.
Niestety, zdarzają się również przypadki niewłaściwego zachowania funkcjonariuszy, którzy z nieznanych powodów w rozmaitych sprawach interweniują.