Ostatni tydzień. Codzienne falowanie. Napięcie rośnie, napięcie spada. Krzyk głośny i krzyk cichnący. Niedziela, poniedziałek, wtorek – tłum krzyczy do posłów. Środa, czwartek, piątek – do senatorów. Sobota, niedziela, poniedziałek – do prezydenta. I codziennie do jeszcze jednego człowieka.
Kot przeciąga się w oknie
Ulica Mickiewicza na Żoliborzu, sobota wieczór. Kilkaset osób spaceruje przed szarą willą w kształcie klocka. Młoda kobieta z cytatem na kartce papieru: „Ubecka wdowa”. Chłopak w koszulce: „Jestem kanalia, morda zdradziecka”. Nowe inwektywy wyparły stare, gorszy sort już wypadł z obiegu, bo inwencja nie opuszcza prezesa i jego sztabu.
W willi zapala się światło. Na parapet w pokoju na parterze wskakuje czarny kot. Kiedy ludzie skandują swoje hasła o konstytucji i o kaczorze (Kaczorze), żeby poszedł precz, kot się przeciąga. Jakaś ręka sięga po kota, sylwetka w słabym świetle nierozpoznawalna, ale ktoś krzyczy: – Jest Jarosław! Jest Jarosław!
To przecież dom rodziny Kaczyńskich. Tu powinien mieszkać prezes PiS. Dlatego 20- i 30-latkowie z dopiero co zawiązanej grupy Młodzi 2017 zwołali się na spontaniczne zgromadzenie pod hasłem „Idziemy do Jarka na Żoliborz”. Poszli tam, żeby wiedział, iż oni tu są i bronią sądów, konstytucji i demokracji. Bronią przed nim.
Willi Kaczyńskiego chronią ludzie z Grom Group, byli żołnierze elitarnej jednostki specjalnej. Zajmują sąsiedni budynek, gdzie kryją się za szczelnie opuszczonymi żaluzjami. W sobotę wieczorem przed willą ustawia się też szpaler policjantów. A od strony ulicy Solskiego ochronę prezesa wzmacniają członkowie warszawskiego Klubu Gazety Polskiej. Ich szef Adam Borowski przemawia przez tzw. szczekaczkę.