Malwina Dziedzic, Mariusz Janicki: – Co się właściwie stało? Czy weta prezydenta to autentyczna odpowiedź na bunt społeczeństwa? Czy może jest tu jakaś rozgrywka – żeby nie powiedzieć ustawka – której opinia publiczna może jeszcze nie dostrzegać?
Grzegorz Schetyna: – Przede wszystkim nic by się nie zmieniło, gdyby nie wielki, spontaniczny opór społeczny przeciw zawłaszczeniu sądów przez PiS i współpraca tego ruchu z opozycją parlamentarną. Bez tego nie byłoby dwóch wet prezydenta. Zakładam jednak, że intencje prezydenta są szczere, że chce się wybić na niepodległość i rozpocząć nowy etap prezydentury. Gdybym był złośliwy, tobym powiedział, że chce wstać z kolan. Wierzę w te intencje, choć widać, że na razie podniósł się tylko z jednego. A przyczyn doszukuję się w otoczeniu prezydenta, czyli w Kancelarii, wśród współpracowników: tych, którzy się tam niedawno pojawili, i tych, których już tam nie ma. Odeszła Małgorzata Sadurska, ale jest za to Krzysztof Łapiński. Wiązałbym więc te weta z wejściem polityki do Pałacu. Nie bez znaczenia jest to, że Łapiński pozostawał w ostrym konflikcie z Ryszardem Terleckim i Beatą Mazurek, był sekowany i anihilowany politycznie, więc de facto uciekał z Sejmu.
Co się zatem stanie w perspektywie najbliższych kilku miesięcy?
Decydujące będą dwie rzeczy: czy opór społeczny i opozycji wobec PiS zachowa swą dynamikę oraz jaki będzie drugi krok prezydenta. Czy Andrzej Duda będzie ofensywny, zechce pokazać własną koncepcję na siebie i urząd, czy stanie się realnym ośrodkiem decyzyjnym dla części PiS, bo będzie czytelnie wskazywał, że chce budować swoje miejsce w polityce. Nie tylko jako głowa państwa, ale i osoba, która ma ambicje zarządzać emocjami politycznymi tego środowiska.