Państwo zadajecie sobie pewnie pytanie, jak to możliwe, skoro dopiero co było tak przepięknie? I wydawało się po obłędnym finale lipcowego ulicznego karnawału, że zrobi się teraz ciut normalniej. No bo PiS przegrał przecież sromotnie swoją „reformę” sądownictwa, a do tego pobił rekordy propagandowego absurdu demaskującego zakłamanie tej formacji. Po raz pierwszy rządzący znaleźli się w okrążeniu, po raz pierwszy ich argumenty jak piłki odbijały się od muru. Skoro tak koncertowo to starcie przegrali, to ktoś przecież musiał je wygrać.
Pamiętacie może państwo „Rashomona” Kurosawy? O tym, że bandzior napada na podróżujące małżeństwo. Ją gwałci, jego zabija. Niby proste – tyle, że to samo wydarzenie oglądane oczami różnych osób może już wyglądać zupełnie inaczej. Spróbujmy więc pójść tym tropem i spojrzeć na ostatnie wydarzenia z perspektywy różnych typów wyborców.
Skąd taki wynik PiS?
Twardy zwolennik prawicy przeżywa głęboki zawód prezydentem Dudą, który najwyraźniej uległ ubeckim perswazjom. Tym mocniej utwierdza się w przekonaniu, że jedynym godnym poparcia przywódcą jest Jarosław Kaczyński. Oczywiście nadal głosuje na PiS.
Miękki zwolennik prawicy miał z ustawą o Sądzie Najwyższym spory problem. Uznał, że tym razem Kaczyński posuwa się zbyt daleko. Prezydenckie weto przyjmuje więc z ulgą. Konflikt Pałacu z Nowogrodzką traktuje jak spór w rodzinie. Uważa, że to dobrze, iż w ramach obozu władzy wyodrębnia się osobny ośrodek skupiający siły bardziej umiarkowane. Będzie mu teraz kibicować. Jeśli uda się nieco ucywilizować radykalno-rewolucyjne popędy drzemiące w PiS, to znikną ostatnie wątpliwości przy oddawaniu głosy na tę partię.
Wyborca chwiejny ceni PiS za to, że „rozwiązuje sprawy ważne dla Polaków”.