Pociągiem na trasie Berlin–Warszawa jechał artysta zaproszony przez Zachętę Narodową Galerię Sztuki. Obywatelstwo ma amerykańskie, kolor skóry ciemny, jako że jego przodkowie pochodzą z Indii. I w dodatku broda, oczywiście – czarna. W długim mailu, który wysłał do ambasady USA w Warszawie i do swoich polskich przyjaciół, a także w mediach społecznościowych, opisał zaczepki, szturchania w ramię i wyzwiska ze strony jakiegoś ogolonego typa w czarnej koszulce. I totalną obojętność konduktora, którego prosił o pomoc. Nie reagowała też obsługa wagonu restauracyjnego, w którym rzecz miała miejsce. Jak pisze Amerykanin: wielu znacząco marszczyło brwi, ale nikt się nie ruszył. W końcu z opresji wybawiła go para pięknych białych ludzi – polski model i modelka – pracujący za granicą. Doprowadzili do tego, że pociąg zatrzymał się na stacji, a policja wyprowadziła rasistę.
Kilka dni temu wrzuciłam na Facebooka zdjęcie, na którym policja na Krakowskim Przedmieściu wynosi i sprowadza z jezdni młodych ludzi. Zagraniczni znajomi zaczęli mnie pytać, co się dzieje. Odpowiedziałam, że tą ulicą właśnie maszerowali faszyści. „Sympatycznie wyglądają ci wasi faszyści” – oni mi na to. A ja im tłumaczę, że na zdjęciu są ci, którzy blokowali pochód faszystów. I na to dostaję zdumione: „To czemu policja ich zgarnia?!”. No właśnie.
W kilku miejscach w Warszawie zawisły też plakaty z przerobionym łukiem znad bramy do Auschwitz. Ktoś sobie zagrał tym strasznym symbolem z nadzieją, że wydębi kilka miliardów od sąsiadującego z nami państwa niemieckiego. „Reparationen machen frei” – głoszą charakterystyczne litery. Turyści się zatrzymują, patrzą ze zdumieniem, fotografują, przekazują znajomym. „Taka jest dziś Polska, kochani!