Kielce smutne wielce
Targi obronności w Kielcach obnażają wszystkie braki polskiej armii
Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego to soczewka skupiająca wszystko, co najważniejsze dla polskiej polityki zbrojeniowej. Jubileuszowa 25. edycja, przypadająca prawie na półmetku rządów obecnej ekipy, pokazuje zmiany trendów i odwrócenie priorytetów, a przede wszystkim spowolnienie kilku dużych programów uzbrojenia.
Ale żeby nie zaczynać na smutno – jest jeden rodzaj wojsk, który może czuć się wygrany. To artyleria. „Bogowie wojny” dostali w tym roku, zaledwie tydzień przed kieleckim salonem, pierwszy z pięciu dywizjonów nowiutkich dział samobieżnych 155 mm Krab. Najnowszy wyrób polskiej zbrojeniówki jest w istocie składakiem zagranicznych i polskich komponentów, który w bólach powstawał bez mała 20 lat, ale jego integracja to wielkie osiągnięcie Huty Stalowa Wola i innych firm artyleryjskiego konsorcjum. W efekcie na wschodniej flance NATO rozmieszczono całkiem pokaźną siłę ognia, bo Kraby trafiły do 11. Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie. Jak tylko dostaną jeszcze precyzyjną amunicję i zostaną wpięte w narodowy system rozpoznania i kierowania ogniem, produkt stanie się systemem, a siła ognia będzie miała rzeczywiście odstraszającą wartość.
Polskie zdolności rażenia
Kraby to niejedyna artyleryjska nowinka w wojsku. Przed wakacjami na uzbrojenie 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej trafił moduł ogniowy samobieżnych kołowych moździerzy automatycznych 120 mm Rak, również wyrób podkarpackiej Huty. Jeszcze bardziej pocieszające jest to, że Raki budowano o połowę krócej niż Kraby – i że w znacznie większym stopniu są czysto polskim produktem. Choć umiejętności łączenia licencyjnych podwozi z kupionymi za granicą wieżami wcale nie ma się co wstydzić, ba, można z niej uczynić polską zbrojeniową specjalność.