Opozycja, patrząc na sondaże z ostatnich tygodni musi przeżywać katusze. PiS szybuje ponad 40 proc., Platforma spada już poniżej 20, Nowoczesna nie może trwale przebić 10, a ludowcy są pod progiem. Rafał Trzaskowski z Platformy, komentując (w RMF) spadki notowań swojej partii i wzrosty PiS, stwierdza, że „to porażające wyniki” oraz że partia rządząca „nawiązała kontakt z olbrzymią częścią społeczeństwa, z którą my nie nawiązaliśmy kontaktu”. Ten lider młodszego pokolenia platformersów, wymieniany jako ewentualny następca Schetyny, zauważa, że gdyby PiS nie podejmowało sensownych decyzji, „nie wyciągało ludzi z biedy”, to „nie miałoby takich wyników”. Także w „Gazecie Wyborczej” zdarzają się ostatnio komentarze głoszące, że totalna opozycyjność wyczerpuje swoją formułę, nie przynosi przyrostu notowań, a wręcz przeciwnie. Zwłaszcza że o ile w sondażach poparcia dla partii na PiS wskazują wszyscy zwolennicy tej partii, to opozycję wybiera tylko część przeciwników Kaczyńskiego.
Jakkolwiek by patrzeć, w tej chwili opozycja jest na ścieżce wyborczej klęski.
Trudno się dziwić nastrojom zwątpienia. Wyniki sondaży po kryzysie związanym z tzw. reformami sądownictwa, jakie zaproponował PiS, nie pozostawiają wątpliwości. Po wielotysięcznych demonstracjach przeciwko polityce rządu swoje notowania znacznie poprawił prezydent Duda, ale także – bardzo wyraźnie – pozostający z nim w sporze PiS. Straciła natomiast opozycja, która od początku próbowała bronić niezawisłości sądów w Sejmie, włączała się w demonstracje i sama je organizowała. Duda, wetujący – po dramatycznym oczekiwaniu i zastanawianiu się – tylko dwie ustawy PiS (trzecia, o sądach powszechnych, pokazuje właśnie swoją destrukcyjną moc), dostał nagrodę w postaci większego zaufania i wyższych ocen działalności, a partie, które od początku wytrwale walczyły ze wszystkimi trzema ustawami sądowymi, zostały za to ukarane pogorszeniem sondaży.