Siedem złudzeń antypisu
„No nie, tego PiS już nie może zrobić”. Siedem złudzeń antypisu
1. Zauroczenie prezydentem Dudą
Niby było oczywiste, że same weta prezydenta nie mają znaczenia, jeśli nie pójdą za nimi zgodne z konstytucją i z zasadami trójpodziału władzy nowe projekty. Że dopiero prezydencka wersja ustaw sądowych pokaże, czy w geście Dudy chodziło o coś więcej niż tylko o rozgrywkę w obozie władzy i o ambicjonalny spór z ministrem Ziobrą. Ale już w lipcu, od razu po wetach, duża część antypisu wpadła w euforię, prezydent stał się bohaterem, niemal przywódcą opozycji. Zapanowała opinia, że ta znowu tylko awanturowała się w Sejmie, ale „nic nie zrobiła”, dała się „ograć Kaczyńskiemu”, a prezydent jednym eleganckim ruchem załatwił PiS. To wciąż ta sama opowieść, niebiorąca w tym przypadku pod uwagę prostej okoliczności, że głowa państwa dysponuje wetem, a opozycja – parlamentarną mniejszością.
Projekty Dudy okazały się nieudolnym, niekonstytucyjnym bublem, rozpaczliwą próbą wyjścia z twarzą w sytuacji faktycznej kapitulacji przed Jarosławem Kaczyńskim. Ale procesy polityczne już się potoczyły. Notowania Dudy od lipca poszybowały w górę, PiS również, a opozycji spadły. O ile, jak pokazują szczegółowe badania opinii, PiS pozyskał nowych sympatyków z grona wcześniej biernych politycznie, o tyle związek zwyżki prezydenta i spadków opozycji wydaje się bezpośredni. Spora część antypisu zapewne uwierzyła, że prezydent stał się skuteczną gwarancją zapobiegania szaleństwom PiS. Że w takim razie już nie trzeba zmuszać się do popierania niecharyzmatycznego Schetyny i niepoważnego Petru. Propozycje Dudy po dwóch miesiącach były lodowatym prysznicem, ale z zauroczenia niełatwo, także psychologicznie, się wyrwać, bo już się w Dudę zainwestowało, uwierzyło, że – jak niedawno powiedział w wywiadzie Bartłomiej Sienkiewicz – trzeba grać na prezydenta.