Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Ostatnia wojna prezydent Warszawy

Hanna Gronkiewicz-Waltz powinna się stawić na komisji reprywatyzacyjnej

Hanna Gronkiewicz-Waltz Hanna Gronkiewicz-Waltz Facebook
Władza to nie tylko splendory – przekonuje się właśnie Hanna Gronkiewicz-Waltz. Weźmie odpowiedzialność polityka czy też ucieknie z placu boju?

To po ludzku zrozumiałe, że Hanna Gronkiewicz-Waltz, od 8 lat prezydent Warszawy z ramienia PO, nie chce iść na ścięcie, czyli na komisję reprywatyzacyjną Patryka Jakiego. Dał on zresztą już przedsmak tego, jak to będzie wyglądało, gdy bezceremonialnie usunął z posiedzenia pełnomocników miasta, bo psuli mu przekaz, wskazując, że i Ziobro w sprawie nic nie zrobił. Przebieg dotychczasowych posiedzeń nie pozostawia złudzeń – to komisja czysto polityczna, która poprzez Hannę Gronkiewicz-Waltz ma uderzyć w Platformę z nadzieją, że pomoże to odbić jej z rąk stolicę. A pani prezydent, jak dotąd, wydaje się do tego narzędziem jak marzenie.

Już po wystąpieniu sprzed półtora roku, gdy tylko wybuchła afera z oddaniem działki przy Pałacu Kultury, która zapoczątkowała rozliczanie reprywatyzacji, widać, że sytuacje kryzysowe znosi źle, że sobie z nimi nie bardzo radzi. Najpierw długie milczenie, a gdy wreszcie przemówiła, to jej głos był słabo brzmiący. Nie przebiło się, że ratusz tylko wykonywał postanowienia sądów nakazujące zwroty, ani to, że urzędnicy nie mieli prawnych możliwości sprawdzania prawdziwości przedkładanych dokumentów, bo w jakim trybie? Cwaniacy różnej maści zobaczyli możliwość zrobienia interesu, przy niemrawych instytucjach państwa.

Bo i prokuratura Ziobry też wcześniej nie zauważała problemu, nie włączała się do tych postępowań, choć i za „pierwszego” PiS, w latach 2005–2007, mogła, tak jak może to robić teraz. Nawet śmierć Jolanty Brzeskiej w 2011 roku nie obudziła niczyich sumień. Złe zjawiska przy reprywatyzacji, choć opisywane, rosły, rosły, aż wybuchły.

Reklama