Wojna między BBN a MON osiąga nowy poziom. Jej ofiarami padają nawet liniowi dowódcy
Gen. dyw. Marek Sokołowski „oddał się do dyspozycji” ministra obrony po tym, jak dziennik „Fakt” zapytał MON o rzekome nieujawnienie jego służby w szeregach Wojskowej Służby Wewnętrznej pod koniec lat 80. To sformułowanie, zresztą nie znajdujące formalnej podstawy w przepisach ustawy o służbie żołnierzy zawodowych, może oznaczać że generał po prostu złożył dymisję z zajmowanego stanowiska i czeka na jej zatwierdzenie.
„Fakt” pisze, że „odkrycie kłamstwa we wniosku” miało doprowadzić do weryfikacji przez BBN wszystkich napływających z MON wniosków i wstrzymania nominacji generalskich. Pytanie dlaczego w 2016 r. BBN nie miało zastrzeżeń w chwili zeszłorocznego awansu, pozostaje otwarte. Rzeczniczka MON twierdzi wręcz, że prezydenckie Biuro miało wszystkie informacje o służbie Sokołowskiego, a na dowód tego ministerstwo publikuje fragmenty przekazanego do BBN biogramu, który zaczyna się właśnie od służby w WSW. Biogram trafił do BBN w 2011 r., wraz z wnioskiem o nominację na generała brygady, kiedy płk Sokołowski został dowódcą 25. Brygady Kawalerii Powietrznej.
Czy BBN nie było w stanie sięgnąć do odpowiedniej teczki? Trudno w to uwierzyć.
Sprawy Marka Sokołowskiego i Krzysztofa Motackiego
Odejście dowódcy dywizji w takiej atmosferze, jeśli istotnie nastąpi, będzie wyrazem nowej eskalacji wojny między BBN a MON, której ofiarami zaczynają padać liniowi dowódcy. Pierwszy był gen. bryg. Krzysztof Motacki, dowódca wielonarodowej dywizji NATO i sąsiad Sokołowskiego ze sztabu w Elblągu. Motackiego kilka tygodni oskarżono, również poprzez media, o odbycie w Moskwie „kursu GRU”.