Borys Budka wypowiedział się o związkach jednopłciowych. PO nie nadąża za rzeczywistością
Choć Platforma z mozołem ciuła wyborców, to jednocześnie część z nich obraża i odpycha. Okazuje się, że PO nie tylko nie nadąża za rzeczywistością, ale nawet nie umie o niej rozmawiać.
W swobodnym wywiadzie dla „Dużego Formatu” wiceprzewodniczący największej partii opozycyjnej daje przykład myślenia opartego na najprostszych, wytartych stereotypach. Mowa o adopcji dzieci przez pary jednopłciowe – Borys Budka nie jest jej zwolennikiem, obawia się krzywdy i stygmatyzacji, jaka mogłaby spotkać adoptowane dziecko. Czy to racjonalna argumentacja, można dyskutować (szkoda, że nie pada deklaracja, że PO chciałoby stygmatyzacji i dyskryminacji przeciwdziałać). Uzasadniając swoje stanowisko, Budka zasłania się dobrem dziecka, ale przyznaje, że także osobiście ma tu kłopot.
Dzień Matki bez matki?
Dlaczego? „Dlatego, że nie wyobrażam sobie sytuacji, iż mógłbym mieć dwóch ojców – odpowiada wiceprzewodniczący największej w Polsce partii opozycyjnej. – Nie chcę być infantylny, ale jeżeli będzie Dzień Matki i dziecko ma przyjść do przedszkola z mamą, to jako jedyne przyjdzie z tatą? (...). Dzień Matki bez matki? Nie kupuję tego”.
Poseł nie przywołuje tu jednak żadnych argumentów – poza ograniczeniami intelektualnymi. Tymczasem rodziny, w których dziecko wychowuje dwóch mężczyzn lub dwie kobiety, istnieją, także w Polsce. Szacuje się, że jest ich kilkadziesiąt tysięcy. Nie jest możliwe, by wykształcony, młody polityk nie słyszał o ich istnieniu. Zakładam, że jego wypowiedź była skrótem i użyciem przejaskrawionego przykładu.
W kontrze dam inny uproszczony przykład, z mojego życia wzięty: mój syn chodzi do przedszkola, gdzie z okazji Dnia Matki zapraszane są nie tylko kobiety, które urodziły, ale też macochy, ciocie i babcie, także te przyszywane, a wypełniające figurę matki. Zapraszane – i mile widziane – są także partnerki matek, jako osoby dziecku bliskie i dla niego ważne. To nie tylko da się wyobrazić, to da się zorganizować.
Dni bez matki to też rzeczywistość
Po drugie, wypowiedź posła uderza nie tylko w dzieci, ale i całe rodziny nieheteronormatywne i odbiegające od tradycyjnego wzorca. Nie chcę być infantylna, ale mamy XXI wiek, w którym konserwatyści w innych europejskich krajach formalizują małżeństwa osób tej samej płci, nie mówiąc już o związkach partnerskich. Obrażanie się na rzeczywistość nie zmienia faktów. Te są zaś takie, że ludzie dobierają się w związki wedle swoich potrzeb, uczuć i pragnień, a nie poglądów polityków.
Po trzecie, słowa Borysa Budki są krzywdzące także wobec dzieci, które wychowują się bez mamy albo taty. To na przykład te odebrane rodzicom – w znakomitej większości heteroseksualnym – którzy je zaniedbywali czy krzywdzili. To także dzieci rodziców rozwiedzionych, żyjących samotnie albo w związkach patchworkowych. Poseł może nie kupować Dnia Matki bez matki, ale wiele dzieci w Polsce przeżywa takie dni i noce. „Pozdro od sierot”, Panie Przewodniczący!
Budka przeprasza – ale przecież był szczery
Zdziwiony negatywnym odbiorem, Borys Budka szybko przeprosił za swe słowa. Zadeklarował, że z premedytacją użył infantylnego argumentu, pokazując, jak wygląda stereotypowe myślenie i „dlaczego tak trudno jest w naszym społeczeństwie, pełnym właśnie takich stereotypów, walczyć o równouprawnienie i prawdziwą niedyskryminację”.
Warto to docenić, bo przeprosiny to rzadkie zjawisko w polskiej polityce, choć argumenty retoryczne raczej wątłe. Ale jednocześnie Borys Budka przyznaje, że był „do bólu szczery”: „Nie chciałem być wyrachowany, politycznie poprawny. Uważam, że byłoby to nie fair w stosunku do opinii publicznej”.
Jeżeli jeszcze jakaś część opinii publicznej miała złudzenia co do Platformy, to teraz mogła przejrzeć na oczy. Wygląda na to, że za słowami posła stoi nie brak wyobraźni czy wrażliwości, ale chęć obłaskawienia konserwatywnego elektoratu. Wypowiedź Budki karmi symetrystów i nabija punkty PiS.
Pożegnanie z maską
Rozmowa z Borysem Budką jest rozczarowująca, bo pokazuje, że od myślowych stereotypów nie są wolni przywódcy, których chcemy widzieć jako światłych, wykształconych, spoglądających na Zachód. Zamiast marzeń o polskim Trudeau czy Macronie mamy zderzenie z utrwalaniem uprzedzeń i stygmatyzacji. Na krótką metę Budka zaszkodzi swojemu wizerunkowi nowoczesnego lidera, który wzmocnił podczas lipcowych protestów w obronie sądownictwa. Może drasnąć go to w wyścigu po władzę w samej PO.
Za to w dłuższej perspektywie wydatnie osłabia liberalne skrzydło partii i dziesiątkuje stojących za nim wyborców. W efekcie w dniu wyborów zostaną oni w domu.
Na zmianę kursu w PO trudno nawet mieć nadzieję, bo racjonalnie liczyć na pewno nie można. Warto przypomnieć, że przez osiem lat Polki i Polacy patrzyli, jak Platforma nie robi niczego, by usankcjonować i sformalizować związki partnerskie. W latach 2011–2015 w Sejmie podjęto kilka przymiarek – posłowie PO głosowali tak, że projekty ustaw nawet nie wchodziły do porządku obrad. Czy coś się teraz zmieni? Kilka tygodni temu Rafał Grupiński ogłosił w Radiu TOK FM, że po wyborach, jako konserwatywny liberał, będzie działał na rzecz związków partnerskich. Oczywiście heteroseksualnych. Praktyka pokazuje, że po władzę sięgają ci, którzy obiecują zmiany. Platforma nawet nie sili się na takie obietnice.
Wypowiedź Borysa Budki to bardzo praktyczny, choć niepotrzebny upominek dla PiS: oto wiceprzewodniczący największej partii opozycyjnej nie może sobie wyobrazić zjawiska, które dla wielu jego (wczoraj potencjalnych, za chwilę byłych) wyborców jest codziennością. To oderwanie od rzeczywistości pokazuje, że PO nie tylko nie nadąża za zmianami, ale nawet nie umie o nich rozmawiać.