Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PAP z agencji prasowej przekształciła się w agencję towarzysko-biznesową

Pod kierownictwem Artura Dmochowskiego PAP stanęła na krawędzi bankructwa. Pod kierownictwem Artura Dmochowskiego PAP stanęła na krawędzi bankructwa. Jakub Szymczuk / Forum
Pod kierownictwem Artura Dmochowskiego PAP stanęła na krawędzi bankructwa. Teraz pojawiają się zarzuty o wypłacanie pensji z pożyczonych pieniędzy. Kto za to odpowiada?

O tym, że ekipa „dobrej zmiany” od razu po przejęciu władzy obsadziła kierownictwo Polskiej Agencji Prasowej wedle klucza nie tylko politycznego, ale i towarzyskiego, wiadomo było od dawna. Teraz okazuje się, że dla swojego zarządu PAP stała się również intratnym biznesem. I to na kredyt.

Wszak zadłużyć firmę po to, by pożyczkę przeznaczyć w dużej mierze na własną, i to niezłą pensję, to przecież brawurowe zagranie biznesowe. Zwłaszcza jeśli dotyczy firmy państwowej, a więc publicznych pieniędzy i takiejże funkcji. Po ten pomysł (przyznajmy: stosowany już przez wielu, choćby w czasach PRL) sięgnął ostatnio szef PAP, a więc, wedle modnej teraz frazeologii, wręcz „narodowej” instytucji.

Pod kierownictwem Artura Dmochowskiego PAP stanęła na krawędzi bankructwa. Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, „jednym z powodów zadłużenia Polskiej Agencji Prasowej były wysokie zarobki kadry menedżerskiej zatrudnionej w ramach »dobrej zmiany«”. Aby zapobiec niewypłacalności, PAP miała wziąć pożyczkę 2 mln złotych kredytu „na działalność bieżącą”. a równocześnie tylko w 2016 r. na pensje zarządu poszło 737 tys. zł.

Kim jest były szef PAP Artur Dmochowski?

Artur Dmochowski w zamierzchłych czasach wspomnianego PRL zdobył w rodzinnym Krakowie przyzwoitą opozycyjną kartę: był aktywny w pozacenzuralnym obiegu wydawniczym, działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów i samorządzie studentów UJ, organizował podziemne samokształcenie, udzielał się w Klubie Inteligencji Katolickiej itd.

Był wtedy, owszem, antykomunistą.

Lecz prawdziwym radykałem stał się Artur (przepraszam za poufałość, ale znamy się od tamtych opozycyjnych czasów) bodaj dopiero, gdy system upadł. Wyżyny osiągnął w tekstach publicystycznych, ogłaszanych na łamach „Gazety Polskiej” oraz w filmie i książce „List z Polski” mającym – w mniemaniu autorów – wyjaśnić faktyczne przyczyny i międzynarodowe tło katastrofy smoleńskiej.

Pewnie właśnie ten mentalny radykalizm i przekonanie o własnej racji i misji spowodowały, że chciał uczynić z PAP narzędzie swojego obozu politycznego.

I można nawet zrozumieć, że przy okazji dawał posady sprawdzonym kolegom i ideowym towarzyszom. Ale jak wytłumaczyć, że taki zaprzysięgły antykomunista używa jako prezes PAP metod właściwych dla nomenklaturowych dyrektorów przedsiębiorstw w okresie komunizmu właśnie? A równocześnie tak ideowy ponoć wyznawca etosu prawicy, w swojej retoryce często ocierający się o moralizatorstwo, w praktyce sięga po tak jawnie bezczelny, prostacki wręcz (kryminaliści użyliby powiedzenia: „na wydrę”), ale i łatwy do wykrycia sposób zarobienia kasy?

Wyjaśnienie jest jednak proste. Otóż okazuje się, że choć Artur Dmochowski został niedawno zdymisjonowany z fotela prezesa PAP, to jednak pozostał w agencji jako, tym razem, „doradca zarządu”.

Artur Dmochowski – jako antykomunista – musiał słyszeć, że jednym z podstawowych filarów tego systemu była reguła nomenklatury. Sprowadzała się ona do tego, że partia nie tylko mianowała swoich wiernych funkcjonariuszy na intratne stanowiska, ale też nie pozwalała im umrzeć z głodu, kiedy – przez niekompetencję bądź inne ułomności – powinęła im się noga. W razie wpadki przesuwano ich najwyżej na inne stanowisko, a dzięki temu stawali się jeszcze wdzięczniejsi i wierniejsi.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną