Miało być lepiej, mądrzej, bogaciej i bardziej światowo, ale zdaje się, że wyjdzie jak zwykle. Póki co po kieszeniach dostali akademicy i to oczywiście ci młodsi. Minister Jarosław Gowin w listopadzie przedstawił projekt nowej ustawy, która ma uzdrowić polską naukę i szkolnictwo wyższe, za parę dni ma zaprezentować jej poprawioną wersję. Tymczasem w styczniu na konta sporej grupy akademików wpłynęły niższe nawet o 400 zł pensje.
– Jednym zabrano 50 zł, innym 100, a tym, którzy w tym roku zrobili habilitację i powinni zacząć zarabiać kilka złotych więcej, nowa ustawa zjadła podwyżkę. To wydaje się niedużo, ale w sytuacji, kiedy asystent zarabia 2400 zł i zabiera mu się 100, to jest to już odczuwalne – mówi dr Aneta Pieniądz z Obywateli Nauki.
Obniżka pensji jest wynikiem wprowadzonej jesienią ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, która zmienia zasady korzystania z 50 proc. kosztów uzyskania przychodów dla twórców. Poseł PiS Lech Sprawka stworzył katalog twórców, którzy mogą skorzystać ze zniżki. Wśród „szczęśliwców” obok pisarzy, aktorów czy dziennikarzy są „osoby zajmujące się działalnością badawczo-rozwojową i naukowo-dydaktyczną”. To stąd różnice.
Algorytm wyliczania obniżek wiąże się głównie z tym, czy zatrudnionym się jest na stanowisku dydaktycznym czy naukowo-dydaktycznym. Co ciekawe, póki co część uczelni zdecydowała się na wprowadzenie przepisu, samodzielnie decydując, czy wykonywana przez danego akademika praca podlega prawu autorskiemu czy nie, podczas gdy inne jeszcze zwlekają z wprowadzeniem nowych przepisów.