Prawo i Sprawiedliwość próbuje załagodzić społeczne oburzenie wywołane ostatnimi zmianami w prawie łowieckim. W grudniu parlament rozszerzył myśliwskie przywileje. Pozwolił, by to zrzeszający myśliwych Polski Związek Łowiecki decydował, do czego i kiedy strzelać w parkach narodowych i rezerwatach. Przewidział także karę grzywny dla osób, które utrudniają lub uniemożliwiają przeprowadzenie polowania.
Pierwsze posunięcie oznacza wpuszczenie myśliwych na obszary najcenniejsze przyrodniczo, dotąd z reguły dla nich niedostępne. Drugie – alarmują zwłaszcza organizacje ekologiczne – ogranicza prawa dysponowania nieruchomościami, bo z własnego pola czy łąki nie będzie wolno przepędzić polujących. Rozwiązania przyjęto pod pretekstem walki z afrykańskim pomorem świń i przy poparciu opozycji, która przyznaje, że nie wiedziała, nad czym głosuje.
Spryt autorów nowelizacji na niewiele się zdał, zamiast zysków przyniósł straty
Owszem, Polacy nie przepadają za myśliwymi, z czym może by PiS sobie poradził, ale ważniejsze, że polowań – jak zadeklarował kiedyś w wywiadzie – nienawidzi najważniejszy Polak z punktu widzenia PiS, Jarosław Kaczyński. Prezes, informuje teraz „Rzeczpospolita”, prawdopodobnie też nie wiedział, za czym w grudniu wcisnął przycisk.
Jednocześnie w Sejmie trwają prace nad dużą nowelizacją prawa łowieckiego, projekt ustawy został wniesiony jeszcze w epoce Beaty Szydło. Lista zarzutów do zgłoszonych pomysłów jest bardzo długa. Ekolodzy ubolewają nad dalszymi koncesjami dla myśliwych, tak dalekimi, że potencjalnie mogą zaprowadzić Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej za łamanie unijnych przepisów o ochronie środowiska.
Zmian w systemie odszkodowań za szkody wyrządzone przez zwierzęta łowne ostro domagają się z kolei organizacje rolników.