Młodszy brat Kornela Morawieckiego, Ryszard (1956 r.), fizyk z wykształcenia i historyk rodu z zamiłowania, dokopał się do korzeni rodzinnych sięgających czasów bitwy pod Grunwaldem. Kornel, jak sam przyznał w autobiografii – wywiadzie rzece przeprowadzonym przez Artura Adamskiego – „nadrabia braki w wiedzy o dziejach rodziny”. Choć często podkreśla wielkość polskiego dziedzictwa, to o własnym, rodowym, nie wie tyle co brat.
Ojciec odbiera syna
Jeszcze w XIX w. rodzina nosiła nazwisko w nieco innym brzmieniu – Morawiccy – i prawdopodobnie pieczętowała się herbem Jelita. Drobna szlachta z Morawicy koło Kielc nie dorobiła się majątków i szukała pracy w mieście. Ojciec Kornela, a dziadek premiera, dostał imię Michał po swoim ojcu, a jego bracia po Kościuszce, Piłsudskim i Traugutcie. Michał Morawiecki był w Związku Walki Zbrojnej, a później w AK, ale nie walczył w powstaniu warszawskim. Chciał, ale nie mógł prześlizgnąć się na lewą stronę stolicy. Kornel Morawiecki opowiadał Rafałowi Kalukinowi w „Gazecie Wyborczej” w marcu 2010 r., jak ojciec mu się tłumaczył: „Synku, można było przepłynąć Wisłę wpław. Ale ja nie umiałem pływać”.
Rodzina matki Kornela też miała patriotyczne geny. Pradziad Konrad Szumański był ordynansem dyktatora powstania styczniowego gen. Mariana Langiewicza. Ale Jadwigi Szumańskiej, matki Kornela, nie pociągał – jak zapamiętano – powstańczy romantyzm. Urodziła się nieopodal Warszawy i była jak na owe czasy nieźle wykształcona, miała maturę, znała języki. W jej rodzinie byli Niemcy i Francuzi. Marzyły jej się Stany Zjednoczone Europy, drażniły zbyt silne uczucia narodowe, a powstańcze ruiny stolicy i zagłada Żydów bardzo przygnębiały. Jednak w 1954 r. dziadkowie Morawieccy wypisali dla Kornela na kartce imieninowej życzenia „by został bohaterem w Ojczyźnie”.