Marzenie o platformie obywatelskiej
Opozycja inaczej. Marzenie o platformie obywatelskiej
Nie jesteśmy w USA, gdzie Deklaracja Niepodległości mówi, że „kiedy długi szereg nadużyć i uzurpacji zmierzających stale w tym samym kierunku zdradza zamiar wprowadzenia władzy absolutnej i despotycznej, to słusznym i ludzkim prawem i obowiązkiem jest odrzucenie takiego rządu oraz stworzenie nowej straży dla własnego i przyszłego bezpieczeństwa”. A druga poprawka do konstytucji daje w tym celu każdemu prawo do noszenia broni.
Partie opozycyjne nam wyboru nie ułatwiają. Ich najważniejszym grzechem wcale nie jest słynny „brak programu”, bo program mają – mniej więcej tak samo ogólnikowy jak ten, który PiS pokazywał wyborcom przed ostatnimi wyborami. Najważniejszym problemem nie są mało porywający przywódcy. Nie jest nim nawet pluralizm światopoglądowy, który powoduje niespójne nieraz działania PO czy Nowoczesnej.
Największym grzechem jest brak współpracy ze społeczeństwem obywatelskim, czego najświeższym dowodem jest przebieg głosowania nad posłaniem do dalszych prac w parlamencie projektu obywatelskiego inicjatywy „Ratujmy kobiety”.
Ten brak współpracy pogłębia proces alienacji partii opozycyjnych, utwardza podział na „klasę polityczną” i resztę społeczeństwa. I zemści się na opozycji, jeśli się w porę nie ogarnie.
Praca nie popłaca
Opozycja ciężko haruje w parlamencie, wykorzystując wszystkie uprawnienia, jakie tam ma. Zarówno PO, jak Nowoczesna z wielkim i wzbudzającym respekt – wobec oczywistej beznadziejności – poświęceniem usiłują blokować i poprawiać niekonstytucyjne ustawy PiS. Przygotowują tysiące merytorycznie przemyślanych poprawek. Narażają się na rażąco nieparlamentarne traktowanie przez pisowskich marszałków Sejmu czy przewodniczącego sejmowej komisji sprawiedliwości Stanisława Piotrowicza.