W jedwabnych rękawiczkach
Prof. Mikołejko o indywidualnych polskich zasługach, winach i zbiorowej ślepocie
Katarzyna Czarnecka: – „Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje narodowi polskiemu lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez Trzecią Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnię przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat trzech”. Jest o co kruszyć kopie?
Zbigniew Mikołejko: – O dwa bardzo niepewne słowa. W tym zapisie zakłada się, że w przypadku Polaków nie mamy do czynienia z rzeczywistymi sprawcami lub współudziałowcami zbrodni. Czyli, że nawet kiedy są odpowiedzialni, to nie są odpowiedzialni. Klasyczną ilustracją tego myślenia jest Jedwabne – usiłuje się szermować formułą, że do spalenia Żydów w stodole doszło pod niemiecką presją i przymusem. Owszem, są relacje mówiące o obecności nazistów, ale nie o przymusie.
W niektórych miejscowościach, w których doszło do pogromów, Niemców nie było.
Właśnie. Rzecz w tym, że w szczelinach straszliwej wojny otwiera się najgorsze diabelstwo w wielu, czasem – wydawałoby się – normalnych i przyzwoitych ludziach. Niemcy tworzyli, mówiąc nieładnie, ramy modalne – pozwalając niektórych ludzi zabijać. Dawali nie tyle nakaz, ile przyzwolenie. Jednak nic nie tłumaczy tego, że wszystko to odbywało się w takim karnawale zbrodni.
Drugie niepokojące w zapisie ustawy określenie to współodpowiedzialność. Jak to rozumieć? Na wieloetnicznym, wielokulturowym wschodzie wielkie ideologie napuściły na siebie ludzi żyjących dotąd w jakim takim ładzie i poszanowaniu. Polacy mordowali Litwinów, Litwini Polaków, z Ukraińcami też nie było radośnie, a gdzieś tam na horyzoncie zawsze byli Żydzi jako potencjalne ofiary, a przynajmniej jako kłopot.