Przykro patrzeć na tę degrengoladę Senatu. Odzyskanie tej izby dla demokracji, rozsądku i postulowanej refleksji jest jednak możliwe.
W zgiełku wywołanym nieszczęsną nowelizacją ustawy o IPN mało kto zauważył, że po cichutku umiera nam Senat, zwany niegdyś izbą refleksji. Pomyślany w 1989 r. jako przeciwwaga dla opanowanego przez postpeerelowskie partie Sejmu – już po pierwszych wolnych wyborach w 1991 r., a potem po przyjęciu tzw. małej konstytucji zdecydowanie stracił na znaczeniu. Przez kolejne lata co i raz pojawiały się propozycje zlikwidowania tej izby. Senat bronił się argumentem, że potrzebna jest refleksja nad przyjętymi w pośpiechu ustawami sejmowymi, co rzeczywiście od czasu do czasu podtrzymywało rację jego bytu.
Polityka
7.2018
(3148) z dnia 13.02.2018;
Komentarze;
s. 8
Oryginalny tytuł tekstu: "Izba bez refleksji"