Senator Waldemar Bonkowski, co się politycznej poprawności nie kłania, został zawieszony w prawach członka PiS. Rzecznik dyscyplinarny PiS słusznie nie widzi dla senatora przyszłości w partii. Nasuwają się jednak pytania: jak to możliwe, by członek PiS z antysemickimi poglądami mógł zrobić w partii taką karierę wbrew wypowiedziom jej prezesa potępiającym antysemityzm? Jak można było nie zauważyć tych poglądów? A jeśli otoczenie senatora o nich wiedziało, jak mogło to tolerować?
Senator Bonkowski używa antysemickiego chwytu
Senator Bonkowski zamieścił w internecie fragmenty antysemickiego propagandowego filmu hitlerowskiego, pokazujące brutalne, lecz inscenizowane sceny z udziałem żydowskiej służby porządkowej. Inscenizacja służyła propagandzie nazistowskiej do wytwarzania fałszywego obrazu, że Żydzi sami sobie zgotowali swój los. I ten fałsz senator Bonkowski – a za nim inni – wyciągnął teraz z internetu, by bronić szkodliwej dla Polski nowelizacji ustawy o IPN.
Zachował się nieodpowiedzialnie, bo to, co może się zdarzyć przeciętnemu zjadaczowi internetowego chłamu, nie może się zdarzyć senatorowi Rzeczpospolitej. Godność zobowiązuje do dbałości o czyny i słowa. Brak dbałości kompromituje.
Co gorsza, senator zdaje się tego nie dostrzegać. Tylko patrzeć, jak zrobią z niego ofiarę politycznej poprawności i antypolonizmu. Tyle że to sam jego szef, Jarosław Kaczyński, stoi na straży tej poprawności, przynajmniej publicznie. To Kaczyński nazwał niedawno antysemityzm „ciężką chorobą duszy i umysłu”.
Bonkowski zarządza kryzysem swej kariery politycznej, używając ulubionego chwytu antysemickiego: nie jestem antysemitą, tylko mówię to, co chce zablokować narzucona nam polityczna poprawność.