Tekst ukazał się w marcu 2018 r. 1 sierpnia 2019 r. Waldemar Bonkowski został wyrzucony z PiS.
Mówi o sobie, że jest żołnierzem frontowym PiS, wolnym Polakiem, nieogłupionym i niepokornym. Za Dmowskim – „drugim po Józefie Piłsudskim wielkim Polaku” – lubi powtarzać: „Jestem Polakiem – więc mam obowiązki polskie”. Te obowiązki widzi zaś w walce z: „grabarzami Polski”, „czerwoną zarazą”, „konfidentami”, „tryumfującą tęczową gangreną”... Chętnie wypisuje tego typu hasła na transparentach. Bywalcom demonstracji PiS są dobrze znane: bijące po oczach napisy, niekiedy uzupełnione fotomontażami, zwykle na żółtawym tle; obraźliwe lub przestrzegające rodaków – to znak rozpoznawczy Bonkowskiego. Takich banerów natworzył już koło setki; jeździ z nimi po kraju, a zdarza się, że i poza granicami – jak rok temu, kiedy po słynnej brukselskiej porażce rządu PiS (1:27) maszerował po Budapeszcie z tabliczką: „Mr. Orban. You hurt your polish brothers. Why?!” (Panie Orban, dlaczego rani pan polskich braci?). Rozczarowany tym, że prezydent Węgier poparł jednego z jego największych wrogów, czyli Donalda Tuska.
Właśnie z takiej działalności był dotychczas znany, nawet we własnej partii, choć przy Jarosławie Kaczyńskim jest od blisko 30 lat – zakładał PC w Kościerzynie, a później był jednym z pierwszych członków PiS. Szerszej publiczności dał się poznać dopiero w lipcu 2017 r., kiedy obrońców demokracji i niezależności władzy sądowniczej wyzywał w Senacie od upiorów bolszewickich, ubeckich wdów, oczadzonych, pożytecznych idiotów. Wówczas PiS nie zareagował. Zresztą, nie było jak – partia musiałaby przecież zacząć od upomnienia samego prezesa, który kilka dni wcześniej wykrzykiwał w Sejmie do posłów opozycji, że są kanaliami i mają zdradzieckie mordy.