„Polityka” prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nowa awantura o śmigłowce. Tym razem z policją

Policja kupi black hawki bez przetargu? Policja kupi black hawki bez przetargu? SC National Guard / Flickr CC by SA
Airbus Helicopters skarży się na polską policję do Komisji Europejskiej i KIO o łamanie zasad konkurencyjności. Chodzi o planowany zakup dwóch black hawków bez przetargu.

Skargę do Krajowej Izby Odwoławczej, organu nadzorującego prawidłowość zamówień publicznych, firma Airbus Helicopters złożyła na początku maja. Było to tuż po wysypie artykułów w prasie sygnalizujących, że w policji szykuje się tajemniczy zakup dwóch dwusilnikowych śmigłowców wielozadaniowych.

Komenda główna zaprosiła do negocjacji o dostawie tylko jednego producenta – należącą do Lockheed Martina firmę Sikorsky Aircraft, która ma w Polsce wytwórnię lotniczą PZL-Mielec.

Airbus: anulować zamówienie, rozpisać przetarg

Choć w branży sprawa nie jest nowa, francuski producent srodze doświadczony w relacjach z polskim rządem zdawał się czekać, aż policja – ustami rzecznika – potwierdzi fakt prowadzenia takiego postępowania. O ile bowiem inny policyjny przetarg, na trzy mniejsze, jednosilnikowe maszyny, figuruje na stronach komendy głównej, o tyle zamówienia na dwa duże śmigłowce dwusilnikowe próżno tam szukać. Wszyscy wiedzą, że jest, a żadnego kwitu nie da się znaleźć. Ta nieuzasadniona, zdaniem Airbusa, tajność jest zresztą jednym z argumentów podnoszonych w skardze.

Ale ważniejsze jest w niej żądanie główne: unieważnienia prowadzonego postępowania z uwagi na złamanie ustawy o prawie zamówień publicznych. W dokumencie złożonym w KIO wnioskodawcy twierdzą, że nie było powodu, by do negocjacji zapraszać jednego dostawcę, bo podobnych maszyn oferowanych jest na rynku wiele, w tym w ofercie Airbus Helicopters.

Francuzi stwierdzają też, że jeśli zamówienie zostało tak sformułowane, by spełniał je tylko jeden dostawca, to też stanowiłoby pogwałcenie ustawy. Na podstawie tych zarzutów Airbus domaga się, by zamówienie z wolnej ręki zostało anulowane, a zamiast niego rozpisany przetarg – ograniczony lub nieograniczony. Chce też ujawnienia wymagań technicznych dotyczących poszukiwanych przez policję śmigłowców.

Czytaj także: Polska na ostatniej prostej do podpisania kontraktu na patrioty

Pytania bez odpowiedzi

Ponieważ policyjny zakup toczy się w trybie prawa zamówień publicznych, choć w procedurze z wolnej ręki, skarga do KIO jest na obecnym etapie jedynym sposobem ingerencji w trwającą procedurę. Wcześniej francuska firma podejmowała próby bezpośredniego kontaktu zarówno z zamawiającym (komendą główną policji), jak i jego zwierzchnikiem (ministrem spraw wewnętrznych). W listach do obu instytucji, załączonych do skargi do KIO, Airbus usiłuje zainteresować władze swoimi konstrukcjami jedno- i dwusilnikowymi, w tym największym z proponowanych H225, znanym w wojskowej wersji jako Caracal.

Formalnej skardze do KIO, listom do policji i ministra towarzyszy jeszcze pismo do Komisji Europejskiej. Airbus zwraca w nim uwagę na „potencjalnie niesprawiedliwą procedurę” zakupu śmigłowców dla policji. Widać, że firma wytoczyła wszelkie dostępne działa. Wszystkie pisma, łącznie ze skargą, podpisał doświadczony w bojach z polskim rządem w przetargu na śmigłowce wielozadaniowe dla wojska wiceprezes Airbus Helicopters Mickael Peru.

Wściekłość Airbusa można rozumieć. Firma czuje się po raz kolejny wykiwana i tym razem dużo wcześniej bije na alarm. Oczywiście musi sobie zdawać sprawę, że nie poprawi to jej relacji z rządem w kontekście ewentualnych dalszych zamówień dla służb mundurowych i wojska. Zapewne nie skłoni też policji do zakupu francuskich śmigłowców w przypadku anulowania procedury wyrokiem KIO.

Ta sprawa ma jednak tyle poziomów niejasności, że być może trzeba było radykalnego działania, by wszystko wyszło na jaw. W tym sensie Airbus zachował się jak sygnalista – ktoś, kto kosztem własnych interesów zwraca uwagę na możliwe nieprawidłowości. Trzeba zastrzec, że nie wiadomo, czy policja dopuściła się nadużyć, ale wiele uzasadnionych pytań pozostaje do tej pory bez odpowiedzi.

Po pierwsze: po co ta tajność?

W odróżnieniu od publicznie ogłoszonego w grudniu 2017 roku postępowania w sprawie zakupu przez policję trzech lekkich śmigłowców jednosilnikowych sprawa dwóch większych śmigłowców dwusilnikowych nie figuruje nigdzie w rejestrze zamówień publicznych komendy głównej policji. Postępowanie nie zostało też ogłoszone w polskim biuletynie zamówień publicznych ani w rejestrze Unii Europejskiej.

To fakt, że przepisy prawa zamówień publicznych nie stawiają takiego wymogu w przypadku zamówień z wolnej ręki, a jedynie przewidują taką możliwość. Lecz biorąc pod uwagę znaczną wartość zamówienia, minimum kilkadziesiąt milionów złotych, i jego charakter, można postawić pytanie, czy policja nie powinna go publicznie ujawnić. Zwłaszcza że są w Polsce instytucje, które nawet gdy prowadzą podobne postępowania z wolnej ręki, wpisują je do jawnych rejestrów (np. Inspektorat Uzbrojenia MON).

Czytaj też: Co rozbiło się na tajnym poligonie amerykańskiej armii?

Po drugie: dlaczego bez przetargu?

Druga zasadnicza kwestia dotyczy tego, czy w ogóle policja musiała kierować zamówienie do Sikorsky′ego „po uważaniu”. Według cytowanych w prasie uzasadnień podaje się, zgodnie z ustawą, przyczyny techniczne o obiektywnym charakterze. Innymi słowy, prawo zamówień publicznych zezwala na kupno bez przetargu czegoś, czego i tak nie da się kupić od więcej niż jednego dostawcy z powodów obiektywnych, np. takich, że nikt inny czegoś takiego nie wytwarza lub nie oferuje na rynku.

Trudno orzec, bez znajomości niejawnej dokumentacji policyjnego zamówienia, co takiego było w wymaganiach, że mógł je spełnić wyłącznie Black Hawk i to w niewojskowej wersji S70i z Mielca. Eksperci, z którymi rozmawiałem, twierdzą, że podobne maszyny mogliby zaoferować konkurenci, gdyby tylko dano im szansę.

I nie chodzi wyłącznie o Airbusa. Na rynku tego typu śmigłowców obecny jest także amerykański Bell. O swojej szansie mógłby też myśleć bazujący w Świdniku włoski Leonardo. Policja zna i użytkuje jedną maszynę Bella, od lat korzysta też z wyrobów rodzimej fabryki pod Lublinem, należącej teraz do europejskiego potentata z Włoch.

Po trzecie: dlaczego tylko Airbus protestuje?

Tu pojawia się trzecie pytanie, tym razem już nie do policji. Dlaczego wyłącznie Airbus wystąpił z protestem? Czyżby pozostali uczestnicy rynku woleli nie ryzykować otwartego konfliktu z władzami? Biznes to biznes, a kontrakt z państwem jest wszak najpewniejszą umową. Z punktu widzenia interesów trudno więc komukolwiek coś zarzucać.

Sprawa okazałaby się jednak poważniejsza, gdyby wyszło na to, że Airbus został pominięty na polskim rynku, a jego konkurenci podzielili się cywilnymi czy wojskowymi zamówieniami. Niestety, inne firmy siedzą cicho, więc nie wiemy nawet oficjalnie, czy też nie czują się pokrzywdzone postępowaniem z wolnej ręki. Co warte odnotowania, również Sikorsky nie komentuje postępowania. Mimo że dowiedzieliśmy się o nim z firmowego ogłoszenia o pracy dla przyszłej obsługi black hawków dla policji.

I tu trzeba się pochylić nad kolejną interpretacją wydarzeń. Policyjne postępowanie miało być zainicjowane jeszcze w zeszłym roku, kiedy napięcie w polsko-amerykańskich relacjach zbrojeniowych i politycznych było wysokie. Jak wiadomo, zarówno wysłannicy departamentu stanu, jak i ambasador USA w Polsce odwiedzali wtedy prezesa PiS z pytaniami o kierunek polskiej polityki, w tym zamówień obronnych. Być może policyjne zamówienie miało te relacje doraźnie ratować.

Czytaj też: Kolumn Macierewicza nie będzie. Będą ławki Błaszczaka

Hipoteza polityczna

Zastrzegam, że to tylko domysł, ale oparty na wiarygodnych podstawach. W branży obronnej nie było tajemnicą, że Sikorsky bardzo liczył na uruchomienie poprzez Polskę sprzedaży wytwarzanych w Mielcu black hawków na cały region Europy Środkowej. Po dwóch latach obietnic rządu PiS nic jednak się nie wydarzyło, choć początkowe plany mówiły o w sumie kilkudziesięciu maszynach, kupionych przez Polskę i inne kraje.

Co więcej, Lockheed, właściciel Sikorsky′ego i Mielca, nie wrócił też – mimo stwarzanych mu przez MON nadziei – jako równorzędny konkurent Raytheona do postępowania na system obrony powietrznej. Najbardziej spektakularną porażką firmy było jednak wycofanie się przez MON w ostatniej chwili z niemal uzgodnionego zamówienia na system wyrzutni rakietowych Homar.

Pod koniec zeszłego roku negatywne emocje wobec Polski w Lockheedzie buzowały, czego dowodem styczniowe odwołanie regionalnej dyrektor firmy. Jeśli echo tych wstrząsów dotarło do kierownictwa PiS przy ul. Nowogrodzkiej, mógł tam powstać plan ratowania sytuacji w postaci drobnego, ale pewnego zamówienia dla policji. Dowodów, że dokładnie tak było, nie mam, prawo do postawienia takiej hipotezy – tak.

Czekamy na wyjaśnienia

Być może wszczęte przez Airbusa postępowanie przed KIO i zainteresowanie sprawą Komisji Europejskiej rzuci więcej światła na kulisy policyjnego zamówienia. Szkoda jednak, że przy okazji w świat ponownie pójdzie sygnał o niewystarczającej przejrzystości polskich decyzji dotyczących zamówień zbrojeniowych i pokrewnych.

Sytuacja ta może też paradoksalnie najbardziej zaszkodzić firmie, która ma największe, liczone sumą zamówień, tradycje dostarczania Polsce poważnych systemów uzbrojenia – mowa o Lockheed Martin. Jeśli okazałoby się, że policja nagięła procedury, by sprzyjać jednemu dostawcy, padną kolejne pytania. A na razie czekamy nawet na podstawowe wyjaśnienia.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama