Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Historia w rękach polityków to śmiertelnie niebezpieczna broń

Prezydent Andrzej Duda Prezydent Andrzej Duda Jakub Szymczuk / Kancelaria Prezydenta RP
Czy tragiczna przeszłość zepsuła stosunki polsko-ukraińskie tak dramatycznie, że nie daje się ich w żaden sposób zreperować? Czy to raczej współczesność psuje je, a historia to wyłącznie tło?

O tym, że prezydent Andrzej Duda wybiera się na Wołyń w 75. rocznicę rzezi, było wiadomo od wielu tygodni. Prezydent otrzymał zaproszenie od władz kościelnych – ordynariusza diecezji łuckiej. Kancelaria uzgadniała szczegóły wizyty z Kijowem. Długo, ale raczej nieskutecznie, skoro nie udało się uzgodnić ani wspólnej wizyty na Wołyniu, ani nawet spotkania Duda–Poroszenko. Dyplomacja jest po to, żeby rozwiązywać problemy i łagodzić spory. Skoro kancelaria nie potrafiła ich rozwiązać, to wygląda na to, że nie ma kompetencji.

Czytaj także: 75. rocznica rzezi wołyńskiej. O co ten spór?

Osobne obchody prezydentów Polski i Ukrainy

Efekt okazał się smutny: Duda pojechał na Wołyń, uczestniczył w mszy w katedrze w Łucku, odwiedził tereny nieistniejących już polskich wsi, a w Ołyce złożył kwiaty na grobie zamordowanych Polaków spoczywających w bezimiennej mogile. Poroszenko odwiedził tego dnia wieś Sahryń na Lubelszczyźnie, gdzie w 1944 r. AK i BCh zamordowały mieszkańców, również kobiety i dzieci, podejrzanych o sprzyjanie UPA. Te zdarzenia upamiętniono.

„Dziś, chyląc głowę we wspólnej modlitwie, szczerze zwracamy się do Boga słowami: odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom – powiedział ukraiński prezydent przed pomnikiem ku czci pomordowanych. – W obliczu pamięci niewinnych ofiar Sahrynia nawołuję wszystkich nas, Ukraińców i Polaków, do chrześcijańskiego przebaczenia. Właśnie o wzajemne przebaczenie, a nie o zemstę apelują do nas z niebios wszystkie niewinne ofiary bratobójczych konfliktów między naszymi narodami” – podkreślił Poroszenko.

W efekcie, mimo apelu o przebaczenie, całe obchody zakończyły się skandalem, wnioskiem do prokuratury złożonym przez wojewodę lubelskiego, który dostrzegł w wystąpieniach polityków ukraińskich elementy nacjonalistyczne.

Podobne słowa, ale do porozumienia daleko

Tymczasem w Ołyce na Wołyniu Duda mówił, że zbrodnia wołyńska „to straszna karta w historii narodów polskiego i ukraińskiego, naznaczona cierpieniem i wzajemnymi głębokimi urazami. Potem następstwem tego były polskie akcje odwetowe, w których ginęli zwykli ludzie, Ukraińcy, zwykli rolnicy”. Prezydent zaznaczył, że przyjechał do Ołyki „nie po to, żeby wypominać”. „Jestem tutaj dzisiaj po to, żeby się przede wszystkim modlić”.

Polski prezydent też mówił o pojednaniu. „Ból będzie trwał, ale wierzę w to, że czas, który leczy rany, zabliźni także te straszne rany, które pozostały w sercach i po jednej, i pewnie po drugiej stronie” – cytuje jego słowa PAP. W przededniu narodowego dnia pamięci ofiar ludobójstwa, dokonanego na Polakach na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów, te słowa brzmią poważnie.

„Chciałbym, aby nigdy więcej takie wydarzenia nie miały miejsca, aby nigdy więcej jeden nasz naród nie dotknął drugiego, jeden nie podniósł na drugiego ręki. To jest niezwykle ważne i wierzę w to, że takie właśnie relacje będziemy w stanie w najbliższych dziesięcioleciach i stuleciach budować” – mówił Duda.

Słowa obu prezydentów brzmią podobnie. A jednak do porozumienia daleka droga.

Nie rozumiemy wzajemnej historii

Warszawa lubi przypominać, że jako pierwsza uznała niepodległą Ukrainę i wpierała dążenie Kijowa ku Europie. To prawda, Polska nie tylko dostrzegała aspiracje Ukrainy, ale zawsze podkreślała, że miejsce Ukrainy jest w Europie. Przychylność Brukseli Ukraina musiała wywalczyć sobie sama, ale Warszawa nie odmawiała pomocy w decydujących momentach. Kijów wiedział, że może na nas liczyć. Bo – to też już stało się sloganem – nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy. Ani wolnej Ukrainy bez wolnej Polski.

Nie umiemy się jednak pogodzić z faktem, że Ukraina ma własną historię i prawo wybierania swoich bohaterów. Nic nie poradzimy, że są wśród nich, i to na czele, Bandera i Szuchewycz. Nie mamy na to wpływu i trzeba tę prawdę przyjąć do wiadomości. Choć akurat ci bohaterowie mogą się nam nie podobać.

I vice versa: Ukraińcy nie akceptują, że dla Polaków Wołyń to był mord, rzeź popełniona na niewinnych sąsiadach, czystka etniczna dokonana przez nacjonalistów. Że OUN-UPA to nie bojownicy przeciwko komunizmowi o wolność Ukrainy, lecz mordercy polskich kobiet, dzieci i starców. I że to nie było sąsiedzkie nieporozumienie, jak chciałaby przedstawiać Wołyń część ukraińskich historyków i propagandzistów. My nie rozumiemy, dlaczego oni stawiają pomniki mordercom i czczą ich dokonania. Oni nie rozumieją, że my nie rozumiemy ich atencji dla tych postaci.

Historia ciąży na relacjach Polski z Ukrainą

Kiedy polski Sejm uznał zbrodnię wołyńską za ludobójstwo i ustanowił 11 lipca dniem pamięci o pomordowanych przez UPA, wzajemne stosunki Kijów–Warszawa mocno się zaostrzyły. Potem było tylko gorzej. W Polsce entuzjaści skrajnej prawicy przy bezczynności lub wsparciu lokalnych samorządów niszczyli pomniki i upamiętnienia UPA. Na Ukrainie ktoś strzelał do budynku polskiego konsulatu w Łucku. Podczas procesji w Przemyślu doszło do antyukraińskich ekscesów. Ukraiński IPN wstrzymał ekshumacje na Wołyniu i w innych miejscach pochówku Polaków. I nie zamierza przywrócić pozwolenia, dopóki nie zostanie odbudowany pomnik ku czci żołnierzy UPA w Hruszowicach na Podkarpaciu. Ten pomnik (zresztą wzniesiony bez wymaganych zezwoleń) jest dla Kijowa symbolicznym upamiętnieniem. W końcu są antyukraińskie akcenty w znowelizowanej ustawie o IPN. Nie usunięto ich podczas błyskawicznie przeprowadzonej, niedawnej zmiany przepisów, zajmując się wyłącznie wątkiem dotyczącym Żydów. Czy Ukraińcy za słabo lobbowali, czy my nie uznaliśmy takiej potrzeby?

Dla Polaków niepojętym upokorzeniem jest fakt, że pomordowani wciąż leżą w bezimiennych mogiłach. Nie chodzi o chronologię wydarzeń, lecz o pokazanie piętrzących się konfliktów. A przecież półtora miliona Ukraińców pracuje w Polsce i uczy się, są akceptowani bez zastrzeżeń. Warszawa, w swoim i Kijowa interesie, walczy na forum UE z rosyjskim projektem Nord Stream 2. Domagamy się utrzymania sankcji wobec Moskwy za wywołanie i wspieranie wojny w Donbasie i aneksję Krymu. Stoimy po stronie Kijowa. Wspieramy ukraińskie reformy i generalnie pozytywnie patrzymy na Kijów. Taka jest codzienność. A uporanie się z historią, trudną i tragiczną, to prawda, przychodzi nam z niebywałym trudem. A właściwie wcale nam nie przychodzi. Historia w rękach polityków to śmiertelnie niebezpieczna broń. I niekoniecznie używana w dobrze pojętym interesie narodowym. Po obu stronach granicy.

Duda spotka się z Poroszenką w Brukseli

O obronę procesu pojednania z wielkim zaangażowaniem apelowali wspólnie byli prezydenci obu krajów: Komorowski, Kwaśniewski, Krawczuk, Kuczma i Juszczenko. Ich apel zawisł w próżni.

W tym roku przypada setna rocznica walk o Lwów. Czy ona też nas podzieli? Czy lwy z Cmentarza Orląt wrócą na swoje historyczne miejsce i to będzie początek odmiany we wzajemnych relacjach?

Jest zapowiedź, że prezydenci Duda i Poroszenko spotkają się podczas szczytu NATO w Brukseli. Ukraina aspiruje do członkostwa w Sojuszu. A nam powinno się to podobać. O to spotkanie zabiegał Kijów. To też jest krok w dobrą stronę.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama