Artykuł ukazał się w internetowym wydaniu Nowej Europy Wschodniej
Wieczorem 26 maja Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN poinformowało, że po trzech dniach prac archeologicznych pod rozebranym pomnikiem UPA na cmentarzu w Hruszowicach nie znaleziono mogił upowców. Po kilkunastu godzinach strona ukraińska, która obserwowała prace, ogłosiła, że znaleziono „co najmniej trzy pochówki żołnierzy UPA”. Wygląda na to, że trwający od 23 lat spór nie tylko nie został rozwiązany, ale się zaognił.
Czytaj także: Zburzono pomnik ku czci UPA w Hruszowicach. To jawna prowokacja
Łuk triumfalny UPA
Aby zrozumieć, w czym tkwi istota problemu związanego z Hruszowicami, musimy się cofnąć do 1994 r. Wówczas w tej małej podkarpackiej miejscowości, którą do 1947 r. zamieszkiwali niemal wyłącznie Ukraińcy, wzniesiono trzymetrowy pomnik w formie łuku triumfalnego z napisem po ukraińsku: „Chwała bohaterom UPA walczącym o wolność Ukrainy”. Następnie wymieniono cztery kurenie (pododdziały) UPA operujące w tym regionie: „Rena”, „Konyka-Bajdy”, „Zalizniaka” i „Prirwy-Berkuta”. Monument został wzniesiony bez stosownych zezwoleń. Środowiska ukraińskie od początku twierdziły, że pomnik jest wprawdzie symboliczny, ale postawiony został na miejscu mogił upowców, którzy zginęli w tych okolicach w powojennych walkach z żołnierzami Wojska Polskiego.
Czym zasłużyły się wymienione na pomniku w Hruszowicach kurenie UPA? Odwołajmy się do ustaleń prof. Grzegorza Motyki, jednego z najlepszych specjalistów od powojennej partyzantki ukraińskiej: „Przymusowa akcja przesiedleńcza [ludności ukraińskiej do ZSRR], która rozpoczęła się we wrześniu 1945 r., skłoniła UPA do zdecydowanej kontrakcji. (...) Na początku września 1945 r. kierownictwo OUN-B i UPA w Polsce rzuciło hasło do otwartego sprzeciwu. Przystąpiono do formowania nowych oddziałów partyzanckich. Powstały wówczas słynne cztery kurenie: Wasyla Mizernego »Rena«, Petra Mykołenki »Bajdy«, Iwana Szpontaka »Zalizniaka« i Wołodymyra Soroczaka »Berkuta«. (...) W odpowiedzi na brutalność wysiedleń ludności ukraińskiej do ZSRR przeprowadziły one również ataki przeciwko polskim miejscowościom. Spaliły m.in. Nowosielce (30.12.1945 r.), Deszczno i Wołtuszową (6.01.1046 r.), Lipowiec, Królik Wołowski i część Królika Polskiego (11.01.1946 r.), Bukowsko (5/6.04.1946 r.) oraz Prusiek (21/22.10.1946 r.) Chociaż w trakcie tych akcji obowiązywał zakaz zabijania ludności cywilnej, to niejednokrotnie padały ofiary. Chyba najkrwawszy przebieg miało spalenie wsi Nowosielce, gdzie zginęło siedemnaście cywilnych osób. (...) W Witryłowie (…) zabito siedemnaście osób”. („Ukraińska partyzantka 1942–1960”, Warszawa 2006).
Ten fragment daje odpowiedź, dlaczego w Polsce nie może być pomników ku chwale oddziałów, które mordowały ludność cywilną. Skoro środowiska ukraińskie, które wzniosły pomnik, uważały, że znajdują się pod nim pochówki, to dlaczego nie umieszczono na nim odpowiedniego napisu informacyjnego, który na przykład głosiłby, że: „Tu spoczywają członkowie ukraińskiej partyzantki...”? Zamiast zwykłego grobu, który przysługuje każdemu, pojawił się łuk triumfalny, zamiast napisu informacyjnego umieszczono zaś tekst wysławiający formację odpowiadającą za zbrodnie. Przy dyskusjach na temat obecnego sporu warto o tym pamiętać.
Problem odkładany
Pomnik w Hruszowicach szybko stał się polityczny. W 1997 r. był tematem posiedzenia sejmowej komisji mniejszości narodowych i etnicznych obradującej pod przewodnictwem Jacka Kuronia. Zacytujmy dwa wystąpienia:
Andrzej Przewoźnik, sekretarz ROPWiM: „Jest faktem, że w przypadku Hruszowic mamy do czynienia z pomnikiem symbolicznym ponieważ nie ma żadnego potwierdzenia, a sprawdzaliśmy to w wielu archiwach, aby były tam pochówki Ukraińców”.
Poseł Jacek Kuroń: „Otwarta pozostaje sprawa tego olbrzymiego pomnika czterech kureni, który rzeczywiście jest w tym miejscu zarzewiem konfliktu. (…) Dlatego musimy zadać sobie pytanie, co zrobić z pomnikiem istniejącym w Hruszowicach, bo łatwo jest pomnik postawić, natomiast zlikwidowanie go jest znacznie trudniejsze”.
Mimo świadomości istnienia problemu państwo polskie przez 23 lata nie zrobiło nic, aby go rozwiązać. Strona ukraińska otrzymała wprawdzie propozycję przeprowadzenia badań archeologicznych, które mogłyby potwierdzić, czy pod pomnikiem są pochówki i jaka liczba dokładnie upowców spoczywa w Hruszowicach, ale nie spotkało się to z żadną reakcją.
Skutkiem długoletnich zaniedbań i notorycznego odkładnia problemu było „rozwiązanie” go w kwietniu 2017 r. w najgorszy możliwy sposób. Wówczas wójt miejscowej gminy wydał zgodną z polskim prawem decyzję o rozbiórce pomnika, czym „w czynie społecznym” zajęli się członkowie Ruchu Narodowego. Ukraińskie media obiegły zdjęcia demontowanego pomnika UPA, w tym zdejmowania godła ukraińskiego. Jest oczywiste, że dla wielu Ukraińców, szczególnie tych nieznających szczegółów sprawy, było to zachowanie oburzające, naruszające ich symbol narodowy. Tym bardziej że stało się to w przededniu 70. rocznicy akcji „Wisła”. W Kijowie za całą sprawę obwiniono władze w Warszawie. Zdecydowany protest wyraził ukraiński MSZ, a odpowiednie instytucje w Kijowie wydały bezterminowy zakaz przeprowadzania polskich ekshumacji i działań poszukiwawczych na terenie Ukrainy.
Od tego czasu Kijów domagał się odbudowy pomnika, uzależniając od niej uchylenie zakazu ekshumacji. Żądanie, formułowane zresztą w formie ultymatywnej, z oczywistych powodów było dla strony polskiej nie do przyjęcia. Warszawa argumentowała, że pomnik był symboliczny i że w Polsce nie może być monumentów gloryfikujących formacje, które dokonały zbrodni.
Prace archeologiczne w Hruszowicach
Kilka tygodni temu polski IPN ogłosił, że w związku z wnioskiem strony ukraińskiej o uznanie miejsca po pomniku w Hruszowicach za grób wojenny przeprowadzone zostaną prace archeologiczne pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka, jednego z najlepszych polskich specjalistów w tym zakresie. Do ich obserwacji zaproszono stronę ukraińską, która zaproszenie przyjęła. Szefem kilkuosobowej grupy ukraińskiej, która przejechała na cmentarz hruszowicki, był Światosław Szeremeta, szef ukraińskiej Państwowej Komisji ds. Upamiętnień Ofiar Wojen i Represji, który kilka miesięcy wcześniej został objęty zakazem wjazdu do Polski. Dla pokazania dobrej woli zakaz został zdjęty. Przed przyjazdem do Hruszowic Szeremeta nazwał jednak polskie badania „niepotrzebnymi i naruszającymi spokój zmarłych z powodu ambicji politycznych”, co „nie odpowiada tradycji chrześcijańskiej”.
W krótkim komunikacie Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN, wydanym po zakończeniu prac, czytamy: „W wyniku prac ujawniono cywilne, pojedyncze pochówki 16 osób, w tym mężczyzn, kobiet i dzieci. Szczątków nie ekshumowano. Przeprowadzone badania archeologiczne i medyczno-sądowe nie dały podstaw do uznania, iż w miejscu zdemontowanego pomnika ku czci UPA znajdowały się zbiorowe lub pojedyncze mogiły członków tej ukraińskiej formacji”.
Według IPN pochówki pochodzą z okresu wcześniejszego (cmentarz powstał jeszcze w XIX w.). Szersze sprawozdanie ma być dostępne w ciągu kilku dni. Następnego dnia oświadczenie zamieścił również Światosław Szeremeta, który napisał: „Według wstępnych wniosków grupy ukraińskich ekspertów spośród 18 pochówków co najmniej trzy są pochówkami wojowników UPA. Potwierdzają to świadectwa świadków, dane archiwalne, charakter i głębokość pochówków. (…) Zatem zrujnowany pomnik UPA w Hruszowicach nie był symboliczny, ale nagrobny, i musi zostać ODBUDOWANY!!!”.
Tym samym strona ukraińska podważyła rzetelność i uczciwość prac przeprowadzonych przez IPN. Nie wiadomo jednak, na jakiej podstawie odrzucono ich wyniki (według Szeremety jeden ze znalezionych guzików używany był w niemieckiej bieliźnie noszonej przez członków UPA). Szczególnie że była tylko obserwatorem i nie brała czynnego udziału w pracach poszukiwawczych.
Jest to sytuacja bez precedensu, gdyż dotychczas nikt nie kwestionował obiektywności polskich specjalistów. Za komentarz niech posłużą słowa prof. Szwagrzyka, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedział: „Mamy do czynienia z dwoma odrębnymi światami badań archeologicznych i interpretacji tego, co udało się odnaleźć”. Być może IPN, spodziewając się takiej, a nie innej reakcji strony ukraińskiej, powinien był zaprosić do udziału w pracach archeologicznych eksperta z innego kraju UE, co utrudniłoby podważenie ich wyników.
Czytaj także: Jak wytłumaczyć kult UPA
Głęboki cień pada na Wołyń
Po dwóch dniach od zakończenia prac archeologicznych na stronie Istorycznej Prawdy, najbardziej poczytnego na Ukrainie portalu o tematyce historycznej, opublikowany został artykuł Wołodymyra Birczaka, badacza z lwowskiego Centrum Badań Ruchu Wyzwoleńczego (wcześniej kierował nim Wołodymyr Wiatrowycz, szef Ukraińskiego IPN), zatytułowany „Kto jest pochowany w Hruszowicach? Lekarz z Sorbony i inni bojownicy z totalitaryzmem”. Autor przeanalizował źródła archiwalne i stwierdził, że w Hruszowicach spoczywa pięciu upowców. Jak pisze: „W 1989 r. mieszkaniec Hruszowic Dmytro Kiwer usypał kurhan na miejscu pogrzebania dwóch nieznanych członków UPA oraz członka USS [Ukraińskich Strzelców Siczowych] Fedeczki, a w 1990 r. także kurhan obok, gdzie spoczęli bracia Babjakowie i P. Kłosznyk. Na obu postawił brzozowe krzyże. Na tym miejscu postawiono potem pomnik bohaterów UPA”.
Tekst stał się bardzo popularny i służy jako uzasadnienie dla podważania wyników prac polskiego IPN. Sęk w tym, że mogiła Kłusznyka, czyli tytułowego „lekarza z Sorbony” i braci Babjaków, znajduje się o kilka metrów od rozebranego pomnika UPA, jest dobrze utrzymana, a nazwiska są widoczne. Tym samym pod rozebranym pomnikiem nie mogą leżeć szczątki tych wspomnianych osób. Podważa to wiarygodność tekstu.
Sprawę skomentował również wicepremier Ukrainy Pawło Rozenko, który w wywiadzie dla agencji UNN stwierdził, że w związku z tym, iż na miejscu rozebranego pomnika ujawniono pochówki, to „strona polska powinna wykazać inicjatywę do jego odbudowy”. Jednocześnie wezwał, aby kontynuować prace w Hruszowicach, a do czasu ich przeprowadzenia „nie czynić pochopnych wniosków co do tego, czy w Hruszowicach są realne pochówki bojowników UPA, czy nie”. Odpowiedź na pytanie „co dalej?” nie jest optymistyczna. Za kształtowanie polityki historycznej Ukrainy odpowiadają zachodnioukraińscy nacjonaliści, których wizja historii była i będzie stała w sprzeczności z ustaleniami polskich historyków. Bezpośrednią konsekwencją trwającego sporu o Hruszowice będzie najprawdopodobniej utrzymanie ukraińskiego zakazu polskich ekshumacji i prac poszukiwawczych. Zresztą jest coraz więcej przesłanek, aby sądzić, że osoby podejmujące decyzje w tej sprawie w Kijowie zwyczajnie nie są zainteresowane, aby polskie prace zostały wznowione, gdyż potwierdziłyby tezy polskich historyków o przebiegu konfliktu z lat 1943–1944.
Niestety wszystko wskazuje na to, że sprawa trzech upowców, których prochy – jak twierdzi Światosław Szeremeta – mają rzekomo leżeć na miejscu byłego pomnika w Hruszowicach, jeszcze długo będzie psuć stosunki polsko-ukraińskie. Warto przy tym pamiętać, że na ekshumacje i chrześcijańskie groby na Wołyniu i Galicji Wschodniej czekają dziesiątki tysięcy Polaków, którzy zginęli z rak UPA.
***
Wojciech Konończuk jest kierownikiem Zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich, stały współpracownik „Nowej Europy Wschodniej”.
Artykuł ukazał się w internetowym wydaniu Nowej Europy Wschodniej