SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: – Zdjęcia protestujących w sprawie sądownictwa Polaków znowu znalazły się na pierwszych stronach gazet. Wierzy pan w to, że te manifestacje okażą się skuteczne?
IVAN KRASTEV: – Ludzie protestują raczej nie dlatego, że wierzą, iż rząd zmieni zdanie w wyniku protestów. W sytuacji tak silnej polaryzacji politycznej stronie rządowej trudno jest przyznać się do błędu i ustąpić, ponieważ dla tego typu władzy kluczowe jest nie okazywać żadnej słabości. Sens tych społecznych manifestacji jest podwójny: po pierwsze wpłynąć na to, jak ludzie zagłosują w najbliższych wyborach, niezależnie od tego, jakie to będą wybory. I po drugie: zwrócić uwagę opinii międzynarodowej na to, że polski rząd działa z pominięciem demokratycznych zasad. Dlatego sensowność i skuteczność tych protestów będziemy mogli ocenić na podstawie wyniku następnych wyborów.
Czy nawet 50 tys. protestujących może robić wrażenie na rządzie wybranym przez 6 mln obywateli?
Zarówno władza, jak i opozycja starają się tak przedstawiać dzielące ich sprawy, by samemu ukazać się w roli tego, kto stoi po stronie większości i zasad prawa. Kwestia niezawisłości sądownictwa jest ważna dla przeciwników rządu, ponieważ pozwala im twierdzić, że w Polsce ma miejsce zwrot ku autorytaryzmowi. Taki protest wywiera presję, nie tyle jednak na rządzących, co na wyborców. Najważniejsza jest nawet nie liczba ludzi na ulicach, ale intensywność ich protestu. Celem opozycji jest nakłonienie do takiego postrzegania kolejnych wyborów, żeby widziano w nich nie walkę jednej partii z drugą, ale sposób na wyrażenie opinii o dotychczasowych działaniach władzy.
Doniesienia o protestach poruszyły międzynarodową opinię publiczną, więc został zrealizowany jeden z celów: zwrócenie uwagi zagranicy.