Duda z Pałacem wyrwali się przed szereg, podczas gdy nowa konstytucja nie jest dziś priorytetem dla prezesa Kaczyńskiego. Prezes pokazał przecież wiele razy, że może rządzić, pomijając konstytucję. Zjednoczona prawica napisze sobie konstytucję, kiedy zechce, ale jak widać po głosowaniu w Senacie ten czas jeszcze nie nadszedł.
Pokazali Dudzie, gdzie jego miejsce
Nieprzyjęcie wniosku prezydenta o „konsultacyjne” referendum konstytucyjne oznacza nie tylko wizerunkową klęskę prezydenta, ale i jego polityczne upokorzenie. Jego własny obóz pokazał mu, gdzie jego miejsce.
Część sympatyków „zjednoczonej prawicy” może nieprzyjęcie wniosku przez Senat kontrolowany przez PiS odebrać jako afront wobec obywateli. Na to liczył Duda, ale się przeliczył. PiS wybrał mniejsze zło: uratował prezydenta od jeszcze większej porażki. Większą byłaby żenująco niska frekwencja. A wierny elektorat i tak mu wszystko wybaczy.
Sedno sprawy referendum jest jednak inne. Wszelkie dyskusje ustrojowe, a w szczególności o zastąpieniu obowiązującej konstytucji nową, muszą być wiarygodne i wolne od podejrzeń, że chodzi o bieżący interes władzy. Frazesy o narodzie, suwerenie i obywatelach nie powinny tego zasłonić. Trzeba najpierw uzasadnić swoje prawo moralne do wypowiadania się w imieniu „narodu”.
Im więcej powoływania się na „naród”, tym większe podejrzenie, że chodzi o politykę. Nie jest wiarygodna władza, która ignoruje, omija i narusza obowiązującą konstytucję, a jednocześnie proponuje dyskusję nad nową. To był główny powód, by odrzucić „konsultacyjne referendum konstytucyjne” proponowane przez prezydenta Andrzeja Dudę.