Sąd uniewinnił protestujących pod Sejmem 16 grudnia. „Obwinieni to nie intruzi, którzy przyszli pod Sejm przeszkadzać organom państwa. Ich działanie było pożyteczne, wynikało z wrażliwości społecznej, troski o dobro państwa” – uzasadniał postanowienie sędzia Łukasz Biliński.
Postanowienie ma wymiar symboliczny. Nie tylko dlatego, że to pierwsza sprawa o tamte grudniowe protesty. Także dlatego, że zapada w czasie, gdy władza PiS przygotowała sobie już wszelkie możliwe instrumenty nacisku na sędziów: od odbierania im spraw, przez przenoszenie, obarczanie arbitralną decyzją prezesa dodatkowymi obowiązkami, do dyscyplinarnego wydalania z zawodu. To orzeczenie pokazuje, że sędzia mimo to może robić swoje – dzięki wewnętrznej niezawisłości.
Protest pod Sejmem w grudniu 2016 r. był wyjątkowy – ludzie przychodzili tam spontanicznie wieczorem i w nocy. Funkcjonariusz partii rządzącej Marek Kuchciński, wykorzystując władzę marszałka Sejmu, odebrał opozycji parlamentarnej możliwość brania udziału w głosowaniu, m.in. ustawy budżetowej. Ludzie odczytali to jako zamach na demokrację w samym jej sercu: parlamencie.
Władza postanowiła przestraszyć ludzi
Przypomnijmy: marszałek Sejmu, wobec okupowania przez opozycję mównicy w sali plenarnej (w proteście przeciwko wykluczeniu z obrad posła PO Michała Szczerby), przeniósł obrady do Sali Kolumnowej, gdzie mieści się jedynie połowa ustawowej liczby posłów. O obradach zawiadomiono posłów opozycji w ostatniej chwili i tak ustawiono krzesła, by zablokować im wejście, a potem składanie wniosków formalnych (potwierdziły to zeznania posłów PiS Pawłowicz i Terleckiego złożone w prokuraturze, która jednak sprawę umorzyła).
Pod Sejmem zebrało się kilka tysięcy ludzi. Byli naprawdę wkurzeni i zdeterminowani. Padło hasło, żeby blokować wyjazd posłom PiS. Rzeczywiście, niektórzy ludzie kładli się na ziemi przed wyjeżdżającymi z Sejmu limuzynami. Kamery zarejestrowały uśmiechniętą twarz wyjeżdżającego Jarosława Kaczyńskiego, któremu policja „sprzątała” ludzi sprzed samochodu.
Władza chyba się wtedy przestraszyła. I postanowiła postraszyć ludzi. Policja, bez podstawy prawnej, opublikowała zrobione – prawdopodobnie pod Sejmem – zdjęcia kilkudziesięciu osób, „które mogą mieć związek z wydarzeniami”. I komunikat, jaki daje się w przypadku poszukiwań przestępców: „Każdy, kto rozpoznaje te osoby lub posiada informacje mogące przyczynić się do ustalenia ich tożsamości, proszony jest o kontakt osobisty lub telefoniczny z policjantami...”.
Interweniował RPO Adam Bodnar, podkreślając, że działania policji są bezprawne. Ze zdjęć nie wynikało, żeby widoczne na nich osoby robiły cokolwiek nielegalnego.
Korzystali z prawa do demonstrowania
Wtedy też policja, po raz pierwszy od przejęcia przez PiS władzy, na masową skalę legitymowała i spisywała obywateli protestujących przeciw poczynaniom partii rządzącej. Trzynastu z nich stanęło we wtorek przed Sądem Rejonowym w Warszawie. Wszyscy dostali zarzut „nieopuszczenia miejsca zgromadzenia po jego rozwiązaniu”, a niektórzy blokowania ruchu drogowego.
Sądził sędzia Łukasz Biliński. Ten sam, który orzekał w sprawach blokowania miesięcznic smoleńskich i stwierdził, że nie są „zgromadzeniami”, bo nie spełniają ustawowej definicji: odgrodzone barierami i kordonami policji, nie są dostępne dla nieograniczonej liczby osób.
W sprawie obwinionych spod Sejmu sędzia Biliński uznał, że korzystali z prawa do demonstrowania. „Wszystkie organy władzy muszą się liczyć z tym, że ich decyzje mogą wzbudzać emocje i w związku z tym obywatele mogą wyrazić swój sprzeciw” – mówił, uzasadniając postanowienie. Stwierdził, że prawo do demonstracji jest ponad prawem drogowym, bo ustanawia je konstytucja. Powołał się przy tym na wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący właśnie pierwszeństwa wolności zgromadzeń nad prawem o ruchu drogowym. Ale też zauważył konkretne fakty: na czas demonstracji policja wstrzymała ruch na ulicy przy Sejmie, więc nikt nie mógł go blokować. Poza tym policja przedstawiła wiele godzin nagrań, ale na żadnym z nich nie było widać, by którykolwiek z obwinionych tamował ruch.
To była troska o dobro państwa
Sędzia Biliński odrzucił też zarzut „nieopuszczenia zgromadzenia po jego rozwiązaniu”. Wytknął policji, że formalnie zgromadzenie nie zostało rozwiązane, bo policja nie dopełniła należnych procedur – nie wezwano trzykrotnie do rozejścia się, nie podano podstawy prawnej decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia ani uzasadnienia. To znaczy, że działania policji nie wywołały skutków prawnych.
PiS straszy sędziów postępowaniami dyscyplinarnymi za wyroki. Ale z sędzią Łukaszem Bilińskim ma kłopot. Jego orzeczenia mają konstytucyjny „oddech”, a jednocześnie orzeka niezwykle skrupulatnie. Powołuje się na konstytucję (co niedługo będzie deliktem dyscyplinarnym), ale też stosuje, rygorystycznie, przepisy ustaw. Widać to choćby w tym wtorkowym orzeczeniu. Nie zastępuje konstytucją ustawy, a jedynie ustawia argumenty według konstytucyjnego porządku. Do obrony prawa wykorzystuje prawo. Spokojnie, metodycznie, skrupulatnie. I niezawiśle.
Prawo i sprawiedliwość obronią się tak długo, jak długo sędziowie będą niezawiśli. Mimo zastraszania, mimo odbierania gwarancji tej niezawisłości.