W części mediów, także społecznościowych, wrze po publikacji POLITYKI o rosyjskich tropach afery podsłuchowej. O sprawie zaczyna być głośno nawet za granicą (pisze o niej m.in. „The Guardian”), ale obsadzone przez PiS instytucje państwa, mające nas chronić przed obcą ingerencją, zastygły w grobowej ciszy. Milczy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli nasza główna instytucja kontrwywiadowcza. Milczy sejmowa komisja do spraw specsłużb kierowana przez posła PiS Marka Opiołę. Milczy prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, którego jednym z zadań jest „monitorowanie, ocena i opiniowanie bieżącej działalności organów władzy publicznej i innych państwowych jednostek organizacyjnych w sferze bezpieczeństwa pozamilitarnego”. Milczy wreszcie koordynator do spraw służb specjalnych, a zarazem wiceprezes PiS Mariusz Kamiński, który zwykle miał dużo do powiedzenia na temat różnych większych i mniejszych spraw o aferalnym tle.
PiS zbywa kpiną podejrzenia o rosyjskie tropy w sprawie afery taśmowej
Ta cisza zwraca uwagę zwłaszcza dlatego, że pamiętamy, jak przy okazji katastrofy smoleńskiej obóz PiS nakręcał narrację o rzekomej zmowie Tuska z Putinem i „Komoruskim” prezydencie, szukając na to dowodów nawet we wspólnych zdjęciach. Tylko nieliczni z PiS próbują zbyć temat kpiną i szyderstwem. „No nie wiem, jak by mi było w mundurze ambasadorskim” – tak Jarosław Kaczyński zareagował na słowa Grzegorza Schetyny, który zasugerował, że PiS za „taśmy Falenty” odwdzięczył się Rosji zgodą na większy import węgla do Polski.