Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Niewyjaśniona afera podsłuchowa to problem nas wszystkich

To w tej restauracji nagrywano polityków. To w tej restauracji nagrywano polityków. Jakub Szymczuk/Foto Gość / Forum
Nie ma w Polsce instytucji, która byłaby w stanie wyjaśnić tę aferę. Pozostaje komisja śledcza, która ma ten atut, że może odsłonić jej ponure, sięgające Rosji kulisy.

Pozbądźmy się złudzeń i przestańmy myśleć, że problem dotyczy tylko Mateusza Morawieckiego, który w ujawnionych przez Onet nagraniach okazał się bardziej „banksterski”, niż niektórzy się spodziewali. Albo może nawet „krętacki”, choć na to dowodu na razie nie ma, bo nagranie, na którym rzekomo omawia plany zakupu nieruchomości „na słupy”, nie ujrzało światła dziennego. Co więcej, nikt nie wie, gdzie jest, co samo w sobie jest powodem do niepokoju. Czy w ogóle premier, który może być celem szantażu, powinien być premierem? To ważne pytanie zostawmy jednak na boku.

Bo nie jest to tylko problem PiS, mimo że nie tylko wywodzący się z jego środowiska premier „dostał taśmą”. W aktach procesu Falenty można przeczytać zeznanie jednego z jego wspólników, który sugeruje, że nagrany został również obecny prezes TVP Jacek Kurski. Falenta miał mu powiedzieć o Kurskim (nie podając jednak imienia), twierdząc, że „mamy pajaca, jak pajacuje”.

Taśmy to klasyczne „kompromaty”

Podsłuchy, przeciwnie niż twierdzi Morawiecki, to również nie afera PO. To, niestety, sprawa nas wszystkich. Przede wszystkim wszyscy musimy sobie uświadomić, z czym mamy do czynienia. W ciągu około roku, pomiędzy lipcem 2013 a czerwcem 2014 r., co najmniej dwie osoby w co najmniej dwóch restauracjach nagrać mogły kilkaset osób. Wśród nich najważniejsze postaci polskiej polityki z premierem i jego rzecznikiem na czele, ministrów, wiceministrów, szefów najważniejszych państwowych spółek i służb, biznesmenów z pierwszej setki najbogatszych Polaków oraz rzeszę osób, których nazwiska niewiele komukolwiek mówią. Wiele na tych taśmach politycznej i biznesowej kuchni, często ciężkostrawnej, są sprawy obyczajowe, ale nie ma nic, co nadawałoby się na prokuratorskie zarzuty, nie mówiąc o wyrokach sądowych.

To klasyczne „kompromaty”, materiały, które pokazują nie przestępstwo, ale większy lub mniejszy „brud”, który w oczach opinii publicznej dyskwalifikuje polityka. Tak się składa, że mistrzami w produkcji tego typu „brudów” są Rosjanie. Tak się też składa, że Rosja miała z Polakami rachunki do wyrównania, choćby za poparcie dla Majdanu. O wielu związkach głównego organizatora podsłuchowego procederu z Rosją pisaliśmy w POLITYCE. Podkreślaliśmy również potrzebę powołania komisji śledczej dla wyjaśnienia tej afery, czego zresztą trzy lata temu domagał się PiS. Bo innej drogi dziś po prostu nie ma.

W tego typu sprawach mówi się czasem, że ich wyjaśnienie jest tzw. racją stanu. W tym przypadku to nie przesada – kompleksowe wyjaśnienie afery podsłuchowej jest dziś polską racją stanu. Nie łudźmy się jednak, że jest to możliwe – szczególnie dziś. PiS sam jest po uszy zanurzony w aferę, którą prawdopodobnie rozgrywali związani z Nowogrodzką ludzie z CBA. W dodatku kontrolowane przez tę partię prokuratura i służby z ABW na czele nie są w stanie wyjaśnić tak skomplikowanej sprawy, szczególnie w sytuacji, gdy rozbity kontrwywiad stał się kontrwywiadem jedynie z nazwy.

Czegokolwiek w tej sprawie nie dotkniemy, pojawiają się Rosjanie

Nie znaczy to jednak, że pozostaje nam czekanie z założonymi rękami na kolejne wycieki nagranych rozmów. Można pokazać kulisy, szerokie tło tej afery, czyli kto z kim, gdzie, jak, kiedy, za ile, jak często. To powinno wystarczyć, żebyśmy zobaczyli i usłyszeli, że czegokolwiek w tej sprawie nie dotkniemy, pojawiają się Rosjanie związani z tamtejszym biznesem kontrolowanym przez Kreml lub powiązani z nimi Polacy. PiS jest tylko i aż narzędziem w ich grze. A celem tej rozgrywki jest pogłębianie podziałów oraz sianie nieufności i niepokojów w polskim społeczeństwie.

Pora więc wyciągnąć głowy z piasku i przestać udawać, że rosyjska ingerencja nie istniała. Taka strategia nawet w USA skończyła się katastrofą. Zapytajmy więc wprost, bez uników: gdzie są taśmy, z których pomocą od czterech lat siany jest zamęt w polskiej polityce? U Marka Falenty, który mimo prawomocnego wyroku do dziś nie zaczął odbywać kary 2,5 roku więzienia? A może w rękach rosyjskich służb spod znaku GRU (wywiad wojskowy), SWR (wywiad cywilny) lub FSB (cywilny kontrwywiad), z którymi Falenta musiał mieć jakiś kontakt, jeżdżąc po węgiel na Syberię?

Przede wszystkim jednak – nie bójmy się szukać na te pytania odpowiedzi, aby wreszcie przerwać tę upiorną grę taśmami. Przecież nikt z nas nie chce się obudzić pewnego dnia w otoczeniu „zielonych ludzików” dowodzonych przez pułkownika Czepigę, prawda?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną