Sam premier Mateusz Morawiecki opowiada (i to na Kasprowym Wierchu), jakim to narodowym sukcesem jest bliskie ponoć odkupienie przez państwowy Polski Fundusz Rozwoju od międzynarodowego funduszu Mid Europa Partners niemal 99,8 proc. udziałów w Polskich Kolejach Linowych. Nazywa PKL „narodowym diamentem”, a operację przedstawia w kategoriach odzyskiwania ojcowizny (cytuje ochoczo anonimowego górala, który miał go oświecić, że „jakby nasi poprzednicy (czyli PO) dłużej rządzili, to sprzedaliby całe Tatry”.
Czytaj także: Zakopane – bardzo wątpliwy kurort
Szef rządu podkreśla też oczywiście, że wielki udział w „walce” (bo i takie słowo pada) o „polską własność” (kolejne znamienne sformułowanie) miał prezes Jarosław Kaczyński. Z mniejszą ochotą premier odpowiada jednak na pytanie o wymierne strony transakcji. Ogranicza się do enigmatycznego – zwłaszcza jak na eksbankowca – sformułowania, że cena była „bardzo dobra”. Podobnie tajemniczy jest w tej materii prezes PFR Paweł Borys.
Za ile odkupili PKL?
Warto więc zauważyć, że należące do PKP Polskie Koleje Linowe zostały w 2013 r. – wraz z kolejką linową na Kasprowy Wierch – sprzedane funduszowi inwestycyjnemu Mid Europa Partners za 215 mln zł. Wcześniej z powodów politycznych odrzucono ofertę Tatry Mountain Resorts, konsorcjum, które z jednej strony specjalizuje się w inwestycjach narciarskich (może pochwalić się modernizacją kilku flagowych kurortów zimowych na Słowacji, a ostatnio także w Szczyrku), a z drugiej – oferowało dość atrakcyjne zasady współpracy zainteresowanym górskim gminom (w tym Zakopanemu).