Prawa. Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało – zwyczajnie pod zakładem fryzjerskim leży mężczyzna na wznak i nie może się podnieść, ponieważ jest pijaniutki. Dzień i noc radość trwa też na Krupówkach – Aleją Osobliwości (nabiał, przetwór, masaż, wełna, suwenir, mięso i gry zręcznościowe) chodzą niewcielone grupy w wieku poborowym, z pieśnią. Korzystając z oferty monopolu państwowego, cieszą się pokojem i kwaterą u gazdy – staną czasem pod automatem bokserskim przypieprzyć w gruszkę, aż coś jęknie w środku. O kurwa, kurwa – przeanalizują. Cios za złotówkę, można też kopać – wrzucą, poprawią wynik i pójdą, parując etanolem w zimnie wieczoru lewa-prawa, lewa-prawa, piruet, menuet i łup na chodnik do snu.
Takie życiowe sprawy zdarzają się w całej Ojczyźnie, ale lewaccy gazeciarze opiszą Zakopane jako niewytrzeźwiałe po imieninach Sylwestra. Obecnie jest kurs narodowy na zwykłego Polaka – dlatego w Zakopanem też precz z mozartowskim elitaryzmem salonów, liczy się zenkowski egalitaryzm niższych sfer. Westchnijmy ponad podziałami helem z butli w Zakopanem, 5 zł za wdech, mnóstwo śmiechu dla wszystkich – oferta helowa co krok. I widuje się takich spokojnych ludzi, którym po kilku dniach zabawy w Zakopanem zmieniają się twarze i będą krzyczeć na swoje dzieci, wystawiać głośniki na parapety pokoi hotelowych, womitować na rogach i psioczyć już nawet na ogólnie lubianą Abbę: Wyłącz to gówno, puść naszą muzykę! Leci Zenek Martyniuk, który – jak mówili po sylwestrze – rządzi.
Lewa. Nocą na snowtubingu w centrum miasta ktoś wydaje krzyk i już jest po wszystkim. Oto zjechał 10 m plastikową rynną w dół na małym pontoniku – takie emocje, że trudno to opowiedzieć. Oferta co krok wzdłuż Krupówek i turysta chętny.