Prowokacja dwóch pracownic Urzędu Skarbowego w Bartoszycach poruszyła całą Polskę. Urzędniczki zadały sobie sporo trudu, żeby zrobić oszusta podatkowego z uczciwego człowieka. Po godzinach jego pracy przyjechały do warsztatu samochodowego, z którego jeszcze nie wyszedł, błagając o wymianę przepalonej żarówki w ich aucie. Mają przed sobą długą podróż, bez żarówki nie da rady. Pracownik warsztatu okazał się człowiekiem życzliwym, gotowym do pomocy. Dał im swoją prywatną żarówkę, żeby w dalszą drogę nie musiały jechać niesprawnym samochodem. Wziął za nią 10 zł. Zamiast wdzięczności otrzymał od pań mandat na 500 zł, którego nie przyjął. Urząd skarbowy skierował sprawę do sądu. Ten uznał, że mechanik jest winny – nie wystawił paragonu, ale go nie ukarał. Naczelniczka urzędu, niezadowolona ze zbyt łagodnego wyroku, zagroziła apelacją. Do której nie doszło, ponieważ w zamian doczekała się donosu, w wyniku którego obie urzędniczki prowokatorki mogą zostać ukarane o wiele surowiej, bo wyjeżdżając niesprawnym samochodem mogły naruszyć wiele innych przepisów.
Premier Morawiecki jeździ po kraju i chwali się, ile miliardów zyskało państwo na skutecznej walce z oszustami podatkowymi, ale nie dostrzega, że przy okazji skarbówka czyni przestępcami wielu uczciwych ludzi. Jakby, nieusatysfakcjonowana liczbą aferzystów, dobierała z grona uczciwych. Większość – ze strachu przed mściwością fiskusa – płaci pieniądze, których nie są państwu winni. Dochodzi nawet do sytuacji, że uczciwi przedsiębiorcy boją się prosić o zwrot należnego im podatku VAT, żeby nie budzić niechęci urzędników. Coraz częściej zdarza się też, że urzędnicy skarbowi straszą podatników grzywnami za niepopełnione przez nich grzechy. Ich pieniędzmi również uszczelnia się dziurawy budżet.
Kwity za kwiaty
Blady strach padł na pary, które związek małżeński zawierały w Rypinie w woj.